- Chyba dziś jest coś ze mną nie tak - mamrotałem sam do siebie. Zeskoczyłem z ogrodzenia i powolnym krokiem podszedłem do Bestii. Kilka chwil i już byłem w jej skórze, a moje ciało leżało bezwładnie na podłodze. Nie miałem konkretnego planu, ale jedno wiedziałem. Błąkanie się o tej porze w lesie jest niedopuszczalne. Leciałem przy ziemi, dopóki jej nie znalazłem. Była pod tym samym drzewem, co wcześniej. Kręciła się w koło. Szybkie obliczenia, igrałem z ogniem, ale musiałem ją uratować. Zanurkowałem, a kiedy byłem wystarczająco blisko niej, chwyciłem ją w szpony.
***
Ten lot był jednym z dłuższych. Wadera kręciła się niemiłosiernie, a dookoła na dodatek latały smoki. Z trudem dotarłem do jej domu. W środku ułożyłem ją na podłodze i odleciałem do swojej wieży, nazywanej przez ojca również ptaszarnią. Napisałem krótki list i posłałem gołębia do Crystal. Zasnąłem kilka minut przed świtem. Przespałem kolejne pół dnia. Kiedy się obudziłem, mimo uprzedzeń postanowiłem sprawdzić, jak miewa się młoda wilczyca. Na ślepo zbiegłem po krętych schodach, potykając się co jakiś czas. Na zewnątrz potruchtałem do Vinyume. Siedziała przed jaskinią i nuciła coś pod nosem.
- Hej? Dobrze się czujesz... Po wczoraj?
Usłyszałem szmer, ciche kroki. Podeszła bliżej, ale utrzymywała bezpieczny dystans.
- Tak już wszystko dobrze, po prostu mam uczulenie na popiół i ogarnia mnie ślepota, kiedy zatrę sobie nim oko.
- To dobrze, w takim razie już sobie pójdę.
Rzuciłem jej jeszcze krótkie "cześć" na pożegnanie i zacząłem iść w stronę jubilera. Zatrzymał mnie krzyk Vin.
- Zaczekaj!
- Coś się stało? - Zapytałem.
Vin? Jednak bez akcji.