14 maja 2018

Od Taiyō cd. Oleandra

Wojna. Okropne słowo, bo wyraża okropną rzecz. I okrutną.
Biegłam w stronę Centrum, wytężając wszystkie siły, wiedziałam, że każda sekunda jest cenna. Nie chciałam przybyć za późno, wiedziałam, że ktoś tam czeka na moją pomoc. Przerażało mnie, że nie wiem, jak poważny jest jego stan. Nie byłam pewna, czy zdążę.
Przed budynkiem toczyła się walka, jakiś oddział próbował pokonać smoka ognia. Zapewne wezwanie było do któregoś z rannych.
Biegłam w kierunku wejścia, próbując nie zwracać uwagi na walczących. Miałam swoje zadanie, jak również nadzieję, że jeśli nie będę się oglądać dotrę bez przeszkód do wnętrza. Teraz dopiero widzę, jak głupiutkie i proste było to rozumowanie - ja nie widzę bitwy, bitwa nie widzi mnie. Jednak wszystko szło jak z płatka. Byłam już niedaleko..
Nagle obok mnie przeleciał jakiś wilk. Gwałtownie zahamowałam. Uderzenie było potężne, ale wojownik miał szczęście wylądować w zaspie śnieżnej. Najwyraźniej nic mu się nie stało, bo wydostał się spod kupy mroźnego pyłu i normalnym krokiem ruszył w moją stronę. Zatrzymał się i przyjrzał mi się uważnie. Rozpoznałam go. Był to basior, którego widziałam w tej dziwnej lodowej budowli. Miałam nadzieję, że mnie nie pamięta. Nie pokazał po sobie nic, co by na to wskazywało. Odetchnęłam z ulgą, widząc że ponownie rzucił się w wir wa... A jednak nie. Zamiast tego znów spoczął na mnie jego badawczy wzrok, zrobił kolejny krok w moją stronę. Otworzył usta, chcąc coś powiedzieć...
- Wszystko w porządku? - zapytałam, zanim zdążył dojść do głosu. To jakby zbiło go z tropu. Uśmiechnęłam się, by moja ucieczka nie wyglądała tak podejrzanie i nim odzyskał rezon odbiegłam, by w końcu odnaleźć czekającego na mnie pacjenta.

***
około godzinę wcześniej
- Taiyō, gdzie masz sprzęt? - usłyszałam czyjś głos. Wokoło panował chaos, nie orientowałam się do końca co, jak i gdzie. - Mamy wciąż kolejne wezwania, musisz być gotowa, zapewne za chwilę będziesz musiała ruszyć i ty.
Odwróciłam się w stronę, z której ów dźwięk dochodził, na chwilę zbyt krótką, by zauważyć, kto do mnie mówił, lecz wystarczająco długą, żeby karnie kiwnąć głową. Odbiegłam, zastanawiając się gdzie zostawiłam moją torbę z medykamentami. Nie mogłam jej nigdzie znaleźć. Przecież tu ją kładłam... Gdzie indziej mogła być?
Naraz w mojej głowie pojawiła się złota lampka. No tak! Musiałam ją zostawić przy tamtym mroźnym budynku.. Puściłam się biegiem w kierunku gór, przeklinając swoją nierozwagę. Oby tam jeszcze była...
Cała ta przygoda z lodowym miejscem była dość niespotykana, a nawet trochę niepokojąca.
Wszystko zaczęło się zwyczajnie. Tej nocy wędrowałam po górach, szukając w pięknych widokach ukojenia po kolejnym trudnym dniu wojny. Ostatnio coraz częściej uciekałam od towarzystwa, by choć na chwilę zapomnieć o tym wszystkim, co dzieje się dookoła. W oddali zauważyłam lodową chatkę (zawsze ją tak nazywałam, właściwie nie wiem czemu). Uśmiechnęłam się. Lubiłam to miejsce. Było niezwykłe. Lodowe ściany zawsze odbijały promienie zachodzącego słońca w wyjątkowy sposób.
Wtedy jeszcze nie wiedziałam, że ,,chatka" jest zamieszkana.
Gdy podeszłam bliżej zauważyłam, że w środku ktoś jest. Zamarłam. Wilk się nie poruszył. Zagryzłam wargi. Zastanawiałam się, czy żyje, czy jest niebezpieczny i czy wszystko z nim w porządku. Gdyby nie obawy co do jego zdrowia zapewne nigdy bym tego nie zrobiła, ale jednak, ostrożnie weszłam do budowli. Basior wciąż leżał w tej samej, niezbyt codziennej pozycji. Oddychał. Byłam gotowa w każdej chwili zacząć uciekać, ale wyglądało na to, że nie będę musiała. Nie był niebezpieczny. Początkowo miałam wrażenie, że jest nieprzytomny, potem zdawało mi się, że śpi. Wilk wymamrotał coś niezrozumiałego, po czym przekręcił się, zmieniając pozycję na jeszcze bardziej pokraczną. Zrobiło mi się go żal. Delikatnie pogładziłam go po rudych włosach.
- Poczekaj, zaraz przyjdę - szepnęłam.
Wróciłam co tchu wraz z moją torbą z przyborami. Niewiele jednak mogłam mu pomóc. Wcisnęłam apteczkę gdzieś w szczelinę poza chatką, tak, żeby nikt jej nie znalazł, chociaż nie wyglądało na to, żeby ktoś miał podkraść się po moje leki. Mimo wszystko zostałam przy nim. Nie wiem po co ani w jakim celu. Opuściłam go, zanim oprzytomniał.
Nie wzięłam jednak apteczki.
Właściciela lodowej willi na szczęście nie było w okolicy. Zabrałam moją torbę, zanim ktoś mnie spostrzegł. Na szczęście mój oddział od wczoraj kwaterował niedaleko tego miejsca. Udało mi się dotrzeć jeszcze na czas, by otrzymać swoje zlecenie.

Oleander?
Mam nadzieję, że się nie obrazisz, iże część widzeń Oleandra pominęłam, ale nie mogłam ich tutaj wpleść :\

Większość obrazków i zdjęć umieszczonych na blogu nie jest naszego autorstwa.

Proszę o nie kopiowanie treści z bloga w celach własnych bez wiedzy administratorki.

Szablon wykonała Fragonia dla bloga
Sisters of The Template