- Zawróćmy, póki możemy. - Rzekłem.
- Cykor.
Jej odpowiedź była skrajnie infantylna.
- Nie jestem cykorem, tylko wyczuwam niebezpieczeństwo. - Dodałem, marszcząc nerwowo brwi.
- Jasne, tak sobie tłumacz. - Rzekła.
- Czy musisz zachowywać się tak nieodpowiedzialnie? Nie wydaje ci się to dziwne, że traktują nas jak przyjaciół? Albo nie martwisz się, że mikstura przestanie działać? - Zalałem ją falą oskarżeń, żeby przemyślała, w co zamierza się wplątać, wadera jednak zmierzyła mnie wzrokiem i chwilę się zamyśliła. Może moja gadanina chociaż odrobinę skłoniła tę uparciuchę do przemyśleń? Wątpię. Wadera przewróciła oczami i ruszyła przed siebie.
Z jednej strony nie chciałem z nią iść, a z drugiej nie mogłem jej tam zostawić. Ot, taki impas.
Gdy wadera się oddaliła, przytruchtałem do niej i szedłem za nią, ze wściekłością na twarzy.
Wilczyca ciągle była zaintrygowana tym miejscem i jej głowa obracała się na boki, aby zobaczyć jak najwięcej. Na mnie tutejsze widoki nie robiły zbytniego wrażenia. Byłem tam tylko z grzeczności, bo gdyby nie zależało mi na nikim, po prostu bym stamtąd wyszedł.
Niespodziewanie, wadera zatrzymała się, obróciła w moim kierunku i podeszła bliżej.
Ari?