O, nie.
Dość.
Wysunąłem ostre jak żyletki, białe kły i najbliższą mackę ugryzłem. Bardzo łatwo zagłębiłem się w.. „to coś”, i bardzo szybko odsunąłem się i wypuściłem swego rodzaju zdobycz. Ślad, który wykonałem był bardzo dobrze widoczny, a po chwili popłynęła z niego fioletowa krew. Wadera syknęła z bólu, ale nie wydawała się być zniechęcona. Jedynie macki odpuściły. Poczułem, jakby instynktownie, że owa istota ukrywa emocje, a najbardziej strach. Prychnąłem.
– Przede mną niczego nie ukryjesz... – mruknąłem swoim głosem, który chwiał się pomiędzy sopranem a tenorem, ale brzmiał „męsko”. – Czyż naprawdę chcesz ukryć strach, którym ja władam?
Po tych słowach rozsiałem sporą falę paraliżującego strachu. Wilczyca stanęła jak wryta, z nieco zaskoczoną miną.
– Jednak przyjaciół nie mam na tym świecie. Dosyć przykre, ale prawdziwe, i pewnie nigdy się nie zmieni – rzekłem.
Próbowała coś powiedzieć, lecz na nic.
– Et ti Saori kontra me? – powiedziałem, patrząc na nią ze współczuciem. – Sunsum corda... – westchnąłem. – Może bóg śmierci będzie dla ciebie łaskawy. Masz z nim dobre stosunki?
Saori?
Dark raczej nie chce zrobić Ci krzywdy.
Dark raczej nie chce zrobić Ci krzywdy.