Zirytowana patrzyłam w zupełnej ciszy, jak postawy basior o ciemnym futrze i krwistoczerwonych rogach demona oddala się, niosąc mój skarb. Przeklęłam się w duchu. Jak mogłam być tak nieuważna! Po jakie licho ciągnęło mnie, by doścignąć tamtą łanię? Zwierzyna uciekła, sakiewkę diabli wzięli, a ja zostałam głodna, z obolałą po uderzeniu kopyta łapą i bez cennych rubinów w kieszeni. Pięknie, po prostu pięknie!
Cóż innego mi pozostało, jak tylko śledzić basiora, znikającego już w leśnej głuszy?
Wpełzłam więc między drzewa i powoli, metodycznymi kroczkami, podążyłam za złodziejem. Na moje szczęście wilk szedł wolno, więc bez większych problemów go dogoniłam. Rozglądał się jednak na lewo i prawo, jakby wiedział, że się za nim skradam. Rzuciłam na siebie szybko zaklęcie zwodzące, by zmniejszyć szansę zauważenia mnie i podeszłam nieco bliżej.
Muszę przyznać, że w pierwszej chwili chciałam zawrócić. Od zawsze byłam tchórzliwa bardziej, niż potrafiłam się do tego przyznać - a teraz, gdy patrzyłam na domniemanego przeciwnika, serce podskoczyło mi do gardła. Zaraz jednak otrząsnęłam się. Diabelskie rogi, łańcuchy niczym u potępieńca i przeszywające duszę oczy? Widziałam gorsze rzeczy. Niepokoiła mnie jednak aura nieznajomego. Czyżby był czymś zaniepokojony?
Decyzję podjęłam pod wpływem chwili. Jeszcze moment temu czaiłam się, przyciskając brzuch do mokrej ziemi, a sekundę potem wpiłam się w kark basiora. Żądza pieniędzy - oto, co się we mnie odzywa! Nie mogłam jednak pozwolić, by tak cenny bagaż znalazł się w łapach nieznanego mi wilka choćby minutę dłużej. Przewróciłam oczami na samą myśl o mojej głupocie. Tchórzliwy, głupi szczeniak! Jak zwykle, wszystko idzie nie tak.
Jedynym, co zdążyłam zrobić, było wyczarowanie małego, kryształowego ostrza. Przy jego pomocy dźgnęłam złodzieja parę razy, zanim poczułam uchwyt silnych łap, nadduszających moje gardło.
- Uspokój się, cholera! - warknął głęboki głos nade mną. Rzeczywiście, rzucałam się niemiłosiernie. Co też robi ze mną żądza bogactw... Zapewne wyglądam, jakbym dostała padaczki. Zmusiłam się do uspokojenia myśli. Mimo to nadal warczałam i naprężałam mięśnie raz za razem.
- Oddawaj moją sakiewkę, idioto! - wyrzęziłam, walcząc o oddech. Basior jakby nieco się zreflektował i rozluźnił uścisk. Widząc, że nie stawiam oporu, zlazł ze mnie i pozwolił mi wstać. Miałam lekko obitą szczękę i naderwane ucho, zaś tamtemu zadałam kilka płytkich, kłutych ran. Zacisnęłam zęby i syknęłam cicho. No cóż. Wszystkie chwyty dozwolone. Mogło być gorzej.
Ku swojemu zdziwieniu, wilk tylko sapnął i spytał:
- Skąd mam wiedzieć, że to twoje, co? - warknął. Był na skraju wytrzymałości i najchętniej by się na mnie rzucił, czułam to. Widocznie jednak ufał mi na tyle, że pozwolił mi cokolwiek powiedzieć.
Zmrużyłam oczy i splunęłam na bok. W pysku miałam nieco krwi.
- W środku znajdują się trzy oszlifowane rubiny o przełamie muszlowym. Jeden z nich wykazuje efekt kociego oka, kolejny wykazuje asteryzm. Sprawdź sobie, jeśli chcesz. Są mi potrzebne, bo, jeśli chcesz wiedzieć, jestem jubilerem i potrzebuję ich do mojej pracy. Sprzedał mi je Edward Zły Krasnal, który z kolei znalazł je w lesie. Może za mnie poręczyć. Masz jeszcze jakieś głupie pytania?
Avi?