Kiedy jasne płomienie owiły pierwsze drzewa na skraju lasu, Rodwen drgnął, rozglądając się po otoczeniu. Łatwo domyślił się, że powodem nagłego pożaru był mag ognia, z pewnością przedstawiciel rasy psowatej, a konkretniej — wilk. Rozejrzał się wzrokiem po płonących konarach i wpiął pazury w ziemię, gotując się w głębi siebie. Nagły wypadek, celowość, atak z zaskoczenia, czy zwyczajne wygłupy; te pytania zajmowały jego myśli przez krótką chwilę do momentu, aż przed nim wybiegł o wiele niższy od niego wilk.
Zatoczył się do tyłu, potem z impetem usiadł i uniósł wzrok do góry, przybierając na pysk uśmiech, który potrafił zarazić.
– Co się tak gapisz? – zapytał radośnie, przekrzywiając łeb. Po głosie dało się poznać, iż wilk był płci żeńskiej, co trochę go zmyliło, jednak nie dało się zaprzeczyć, że kamienny wyraz jego pyska nie wyrażał żadnej emocji. Zmrużył więc nieco oczy, ściągając ciemne, krzaczaste brwi i jako, iż praktykował od dawien dawna magię wody, użył swoich magicznych zdolności, aby ugasić ogień, co oczywiście nie umknęło uwadze wilczycy.
Skoncentrował się na pobliskim, niewielkim strumyku i siłą woli skierował nurt wody na przekór prawom grawitacji, wybijając jej długą smugę w górę. Rozmnożył cząsteczki wody, tworząc jej więcej, i po kolei każde drzewo obdarował kojącą wilgocią, zmywając żarzące się płomienie z ich kory, a wilczyca zmarszczyła niezadowolona czarny nos.
– Hej! Co żeś zrobił? To były jedne z moich lepszych płomieni! – oburzyła się i powstała, mierząc wrogim spojrzeniem o wiele wyższego od niej basiora, co z daleka z pewnością musiało wyglądać dosyć.. komicznie, zważywszy na różnicę między jego a jej wzrostem.
– To, co trzeba było. Kiedy kogoś atakujesz, uważaj trochę – przerwał, spoglądając karcąco na wilczycę, która w odpowiedzi burknęła niezadowolona. – Może na tym ucierpieć nie tylko flora, ale i fauna.
– No i? Przynajmniej nikt nie będzie się musiał ruszać po posiłek, i to w dodatku niczym steki z ogniska! – uśmiechnęła się zadowolona, rozmarzając o przepysznych, soczystych, idealnie przypieczonych smakołykach, o ich złocistej skórce, delikatnym mięsie i... nie potrwało to jednak długo, gdyż fuknięcie basiora zrzuciło ją na ziemię.
– I nic cię nie obchodzi, że ucierpi na tym las, który wywołałby pożar rozprzestrzeniający się w niebywale szybkim tempie? Mógłby przejść na obozowisko, a niektórego ognia nie da się tak łatwo okiełznać. – skwitował, zupełnie nieporuszony optymizmem wadery, jednak jego pysk powrócił do zobojętniałej formy i lustrował ją z nijakim wyrazem.
– Zawsze Wilki Wody mogą się wykazać, co nie?
Dziwiło go jej pozytywne patrzenie na tego typu sprawy, co tylko świadczyło o lekkomyślności wilczycy. Nie darzył specjalnie zaufaniem takich wilków, ba! Nie powierzyłby im nawet nasionka kukurydzy. Jednak było w niej coś, co jego samego rozpromieniało w środku; być może to jej zaraźliwy uśmiech, energia? Nie potrafił odpowiedzieć sobie na to pytanie, jednak postanowił pozostawić to bez komentarza.
Uznał, że dalsze prowadzenie rozmowy z tą lekkomyślną — jego zdaniem — wilczycą byłoby zbędne, a więc nie odezwał się już ni słowem, a odwrócił się i ruszył w swoją stronę, przeto obdarowując ostatnim spojrzeniem oburzonego rodzica złotooką. Jednakże ku przypuszczeniom jego intuicji, a jego niespecjalnie uciesznemu zorientowaniu się, usłyszał za sobą krótkie „Hej, czekaj!”, a potem tupot czyichś łap.
Skoncentrował się na pobliskim, niewielkim strumyku i siłą woli skierował nurt wody na przekór prawom grawitacji, wybijając jej długą smugę w górę. Rozmnożył cząsteczki wody, tworząc jej więcej, i po kolei każde drzewo obdarował kojącą wilgocią, zmywając żarzące się płomienie z ich kory, a wilczyca zmarszczyła niezadowolona czarny nos.
– Hej! Co żeś zrobił? To były jedne z moich lepszych płomieni! – oburzyła się i powstała, mierząc wrogim spojrzeniem o wiele wyższego od niej basiora, co z daleka z pewnością musiało wyglądać dosyć.. komicznie, zważywszy na różnicę między jego a jej wzrostem.
– To, co trzeba było. Kiedy kogoś atakujesz, uważaj trochę – przerwał, spoglądając karcąco na wilczycę, która w odpowiedzi burknęła niezadowolona. – Może na tym ucierpieć nie tylko flora, ale i fauna.
– No i? Przynajmniej nikt nie będzie się musiał ruszać po posiłek, i to w dodatku niczym steki z ogniska! – uśmiechnęła się zadowolona, rozmarzając o przepysznych, soczystych, idealnie przypieczonych smakołykach, o ich złocistej skórce, delikatnym mięsie i... nie potrwało to jednak długo, gdyż fuknięcie basiora zrzuciło ją na ziemię.
– I nic cię nie obchodzi, że ucierpi na tym las, który wywołałby pożar rozprzestrzeniający się w niebywale szybkim tempie? Mógłby przejść na obozowisko, a niektórego ognia nie da się tak łatwo okiełznać. – skwitował, zupełnie nieporuszony optymizmem wadery, jednak jego pysk powrócił do zobojętniałej formy i lustrował ją z nijakim wyrazem.
– Zawsze Wilki Wody mogą się wykazać, co nie?
Dziwiło go jej pozytywne patrzenie na tego typu sprawy, co tylko świadczyło o lekkomyślności wilczycy. Nie darzył specjalnie zaufaniem takich wilków, ba! Nie powierzyłby im nawet nasionka kukurydzy. Jednak było w niej coś, co jego samego rozpromieniało w środku; być może to jej zaraźliwy uśmiech, energia? Nie potrafił odpowiedzieć sobie na to pytanie, jednak postanowił pozostawić to bez komentarza.
Uznał, że dalsze prowadzenie rozmowy z tą lekkomyślną — jego zdaniem — wilczycą byłoby zbędne, a więc nie odezwał się już ni słowem, a odwrócił się i ruszył w swoją stronę, przeto obdarowując ostatnim spojrzeniem oburzonego rodzica złotooką. Jednakże ku przypuszczeniom jego intuicji, a jego niespecjalnie uciesznemu zorientowaniu się, usłyszał za sobą krótkie „Hej, czekaj!”, a potem tupot czyichś łap.
Inveth?
Rodwen troszkę marudzi (zespół napięcia przedmiesiączkowego?), ale myślę, że jakoś to będzie cx
|| następna część ||
|| następna część ||