Liście mieniły się nudnymi barwami. Każdy z nich miał inny odcień, jednak przez pryzmat moich oczu, wszystkie zdawały się wyglądać tak samo, w każdym ich calu. Gdzieś między drzewami dostrzegłem pąki kwiatów, tak samo nudne, jak wszystko inne. Myślami przypomniałem sobie czerwone róże, wplątane w sierść Pearl. Ich barwa wyraźnie wybijała się na tle wszystkiego innego. Co innego tutaj. Kątem oka spostrzegłem rusałkę, przemykającą między drzewami. Za nią były jeszcze cztery, jednak jak to rusałki, szybko zniknęły mi z oczu, przez co byłem zmuszony ponownie przyglądać się nieciekawemu krajobrazowi.
- Arina? - spojrzałem w stronę mojej towarzyszki.
Jej oczy zalśniły. Ich barwa była wyjątkowo dziwna, jakiej nie widziałem u większości wilków. Niczym świeży popiół, po zgaszeniu płomieni w ognisku.
- O co chodzi, Nicodem? - zapytała radośnie, nie zwalniając nawet na chwilę.
- Dlaczego chciałaś tu przyjść? - ponownie rozejrzałem się dookoła, po nudnym krajobrazie.
- Ładnie tu. - stwierdziła z entuzjazmem - Ładniej, niż tak, gdzie jest teraz reszta.
Przystanąłem, zanurzając jedną z łap w błocie. Każdy z moich sześciu ogonów powędrował ku dołowi. Pokręciłem przecząco głową.
- Nie, nie. Tu nie jest ładnie. Jest nudno. Koszmarnie nudno.
Ara zmarszczyła brwi, podchodząc bliżej mnie.
- Nie podobają ci się te wszystkie kwiaty? Jest tu tak kolorowo! - w jej głosie wciąż rozbrzmiewał entuzjazm, jednak dało się w nim wyczuć nutkę zdziwienia - Żółte mlecze, niebieskie fiołki... - zaczęła wymieniać.
- Wszystko tutaj wygląda tak samo. - stwierdziłem bez najmniejszego zawahania.
Arina?
Tak, Nicodem jest daltonistą. Mówiąc dokładniej, jest chory na tritanopię, jednak nie jest jeszcze tego świadomy.