— Zgoda.
Stała bez ruchu, jedyną oznaką radości była mała iskierka w oku, która szybko została przegnana przez szarość jej tęczówek.
— Dobrze. Wiesz, że teraz wszystko zależy od ciebie? Jeśli coś zepsujesz, komukolwiek wygadasz, źle się zachowasz...
— To ty masz serce z kamienia — przerwałem jej. — Mam być Betą, ale przemyślałaś ile będzie kosztować to ciebie? To niemożliwe, abyś była na mnie obojętna, skoro w jednej chwili stanę się twoim mężem. To ty możesz mieć problem z grą. Jeśli się potkniesz, Kesame wywali cię na zbity pysk.
— Z tobą już dawno powinna tak postąpić, ale nadal tutaj jesteś. Zdradzisz mi ten magiczny sekret? — zapytała z drwiną, ale nadal ze spokojem w głosie.
Nachyliłem się nad nią i szepnąłem:
— Wciąż mnie kocha.
Nath automatycznie się ode mnie odsunęła. Pokręciła głową z niedowierzaniem.
— W takim razie nadal tego nie rozumiem. Co ty tutaj jeszcze robisz? Mogłeś zostać Alfą.
— Najwyraźniej nie mogłem. Czy możemy w końcu przejść do konkretów?
Wadera posłała mi lodowate spojrzenie.
— Nie do końca. Wyszło na to, że ja jestem słabym ogniwem.
— Tego nie powiedziałem. Wystarczy abyśmy, spędzali razem sporo czasu. Zacznijmy od teraz.
***
Dołączyliśmy do watahy, kiedy ta już szykowała się do snu, mimo to nie obyło się bez dyskretnych spojrzeń i kilku szeptów. Nath ciągle szła przede mną, wielokrotnie miałem ochotę ją pośpieszyć, ale nic bym nie zdziałał, krótkie nogi to i chód krótki. W końcu dotarliśmy do jej prowizorycznej jaskini.
— Co masz zamiar teraz robić? — zapytałem.— Nie wiem, prawdopodobnie wybiorę się na polowanie. Myślę, że dostatecznie dobrze odegraliśmy swoje role. Do zobaczenia Harbingerze.
— Do jutra Nathing.
Pozostawiłem ją samą sobie, a sam ruszyłem do swojej jaskini ukrytej pod korzeniami drzew na terenie bagien. Nie pamiętam, kiedy ostatni raz tam byłem, zapewne było to jeszcze z Lukką. W środku nadal płoną ogień i oświetlał malowidło na ścianie. Lawendowe spojrzenie wypalało we mnie dziurę. Jeszcze trochę Leloo.
Nathing?
Luźne, ale takie są potrzebne. Gra trwa dalej.