2 stycznia 2019

Od Inveth CD Rodwena


Na początku jedynie patrzyła na odchodzącego basiora. Wysunęła język i, kiedy nie widział, zaprezentowała go w całej okazałości, nadal mając mu za złe, że zgasił jej płomienie. Podobało jej się to, jak tańczą pomiędzy krzewami i pustoszą krajobraz, nawet, jeśli nie trwało to długo. Lubiła swoje płomienie. Tak, zdecydowanie lubiła.
Miała nadzieję, że się odwróci, bo jego rozmiary i niedźwiedziowaty wygląd ją zainteresowały. Czekała chwilę, lecz szybko zniecierpliwiła się i zawołała krótkie „Hej, czekaj!”, a potem podbiegła do niego, w drodze zapominając o żywionej do basiora urazie.
– Gdzie idziesz? – zapytała, marszcząc brwi.
Odwrócił się i obrzucił ją zimnym spojrzeniem, takim, jakiego nie powstydziłby się zawodowy pokerzysta. Na początku milczeli oboje, wpatrzeni w sienie nawzajem: on lekko pochylony, ona z łbem zadartym dziarsko do góry, jakby wcale nie przeszkadzała jej znaczna różnica wzrostu.
– O co chodzi?
– Pytam, gdzie idziesz – powtórzyła, unosząc brew.
– Nie wiem.
Westchnęła i choć przez chwilę wydawało się, że odejdzie, ta została i jedynie uśmiechnęła się ciepło. Wyprzedziła basiora i, depcząc po miękkiej trawie, ruszyła do przodu, wcześniej dając łbem sygnał, żeby szedł za nią. Ku zdziwieniu całej dwójki, poszedł.
W drodze Inveth skakała po kamieniach. Wybierała te – jej zdaniem – najładniejsze, okrągłe i błyszczące, chyba, że akurat nie było innego w pobliżu. Wtedy odpuszczała i wskakiwała na byle jaki. Wszystko, by nie dotknąć ziemi, bo wtedy przegrałaby tę małą gierkę, którą toczyła sama ze sobą. Postawny basior obserwował ją kątem oka i po prostu szedł do przodu, zapewne nie przejmując się tym, czy jego łapa dotknie kamienia, suchej ziemi czy kępki zażółconej trawy. Wadera przejmowała się tym aż nadto, balansując czasami na dwóch łapach; kiedy przyzwyczaiła się do skoków, przyśpieszyła, chcąc szybciej dotrzeć tam, gdzie właśnie zmierzali.
Było duszno. Słońce przypiekało od rana i czarne futro Inveth sprawiało, że czuła dotkliwe gorąco rozpływające się po całym ciele; mimo tego była radosna. Gorące temperatury to prawie jak ogień, pomyślała, skacząc na kolejny kamień. Ten był ciemny, chropowaty i wyschnięty jak wszystkie inne.
Rodwen wciąż szedł obok, choć przecież wcale nie musiał. Po chwili syknął i przykurczył prawą łapę do ciała, wpatrując się w ziemię; ostry odłamek skalny leżał praktycznie na środku, błyszcząc teraz złowrogo. Wadera parsknęła śmiechem, prawie spadając przy tym z jednego z otoczaków, wyrzuconych na brzeg i przeniesionych tu przez jakieś zwierzę.
– Jakbyś skakał tak, jak ja, to nic by ci się nie stało – zaśmiała się i ruszyła dalej, wiedząc, że już niedaleko.
Szli już długo. Naprawdę długo. Trochę milczeli, trochę rozmawiali o pogodzie, trochę było też monologów wadery.
– ...i właśnie dlatego lubię upalne dni. Kawałek jakiegoś kryształu i można upiec kilka owadów – dokończyła, a on skrzywił się niewyraźnie.
– To bezsensowne krzywdzenie.
– Pewnie tak – mruknęła i rozglądnęła się, w poszukiwaniu kolejnego punktu do skoku.
Na prawo brak, na lewo brak, z przodu też nic na to nie wskazuje. Czyżby trzeba było już dotknąć ziemi? Zmrużyła oczy i dostrzegła niewielki kamyk w odległości dwóch skoków. Jęknęła i na moment straciła równowagę, lecz zaraz ją odzyskała.
Rodwen przystanął, patrząc na nią ze zdziwieniem. Kiwała się na boki i wgapiała w niego, jakby chciała ocenić jego wartość czy przydatność jedynie na podstawie postury i lokalizacji. Uniósł brew i postanowił się odsunąć, ale było już za późno. Inveth odbiła się mocno tylnymi łapami i wyprężyła ciało. Skok był wymierzony, a basior stał w idealnym miejscy; nie za blisko, ale też nie za daleko. Mniej więcej w połowie, może troszeczkę bliżej celu, ale nadal idealnie. Jęknął ciężko, kiedy przednie łapy wadery wbiły się w jego grzbiet, a potem drugi raz, kiedy odbiła się i wylądowała na następnym kamieniu. Zatoczył się do tyłu, a ona z uśmiechem na pysku krzyknęła „Przepraszam!” i wróciła do świętowania udanego skoku.

Rodwen? Mówiłam, że dziwne XD

|| następna część ||

Większość obrazków i zdjęć umieszczonych na blogu nie jest naszego autorstwa.

Proszę o nie kopiowanie treści z bloga w celach własnych bez wiedzy administratorki.

Szablon wykonała Fragonia dla bloga
Sisters of The Template