Arina zmarszczyła brwi w zamyśleniu.
- W jakim sensie: tak samo? - zapytała.
- Po prostu. - odparł szczeniak, rozglądając się dookoła obojętnym wzrokiem - Nie widzę tu nic nadzwyczajnego. Wszystko zlewa się w jedną całość - westchnął. Jak można tego nie zauważyć?
Arina jednym susem doskoczyła do kępy wiosennych kwiatów, zerwała jeden i powtórzyła tę czynność jeszcze kilka razy. Po chwili położyła przed Nicodemem pięć różnych kwiatów; trzy z nich były niemal identyczne.
- Jaki to kolor? - wadera wskazała jedną z roślin.
- Czerwony - odparł szczeniak, nie rozumiejąc o co jej chodzi.
- A ten?
- Różowy.
- No dobrze, a ten? - pokazywała dalej.
Nicodem był coraz bardziej poirytowany.
- Arina, nie jestem ślepy. Pierwszy jest czerwony, drugi różowy, a pozostałe tak samo nudne - zielone.
Wadera popatrzyła na niego z powątpiewaniem.
- Jesteś pewien?
- Tak - odparł z naciskiem.
- Naprawdę nie widzisz różnicy? Najmniejszej?
- Mają inne płatki, jeśli o to ci chodzi. A teraz skończ mnie męczyć, po prostu chodźmy dalej, dobrze?
Wadera nie odpowiedziała i bez słowa ruszyła w dalszą drogę. Przestała zwracać uwagę na otoczenie, cały czas zachodziła w głowę, czy Nicodem mówi poważnie, czy się z niej nabija. Słyszała, że basior drepcze kilka metrów za nią, jednak przez długi czas się do siebie nie odzywali. Tymczasem doszli na skraj dosyć dużego, piaszczystego jeziora. Gdzieniegdzie z wody wystawały nagie skały, czasem jakaś gałąź, która utkwiła wśród kamieni. Na samym środku znajdowała się mała wysepka, na której rosło wysokie, samotne drzewo.
- Biedna roślina - powiedział Nicodem, przerywając ciszę. - Wystarczy gorsza pogoda, a znajdzie się pod wodą. O ile już się tak nie stało, ostatnio ciągle padało.
Arina czuła, że ta wyprawa jakoś się nie układa, a nie chciała rozstawać się ze szczeniakiem w złym nastroju. Lubiła Nicodema, choć czasem zastanawiała się, czy z wzajemnością. Ale może on jest taki w stosunku do każdego? Spojrzała na drzewo. Wyglądało na zdrowe, choć może faktycznie czasem coś je podtapiało. Taka wyspa, odcięta od świata... Idealne miejsce na kryjówkę...
- Ścigamy się - powiedziała, biorąc głęboki oddech. Poczuła się lżej. Zawsze, gdy już zdecydowała co robić, coś dodawało jej sił.
- Gdzie? Chyba nie myślisz...
- Na wyspę, po kamieniach - odparła, wskakując na pierwszy z brzegu. Miała w zanadrzu mały podstęp, więc nie obawiała się przegranej. Wychyliła łapę nad krawędź wody, a wtedy ta delikatnie zabulgotała, stając się w tym miejscu nieco płytsza... W końcu nie na darmo była wilkiem piasku, musi to jakoś wykorzystać, prawda?
- Ech, pewnie nie odpuścisz, jak mniemam? - Nicodem delikatnie się uśmiechnął. Znał ją.
- Nie -potwierdziła, już szukając dogodnej trasy - Mam zamiar dostać się na to drzewo, a jeśli chcesz, możesz iść razem ze mną. To jak?
Pytanie zawisło w powietrzu. A tuż pod taflą jeziora, coś dużego i oślizgłego zauważyło przy brzegu dwa wilki...
Nicodem? To jak? Trochę zajęło mi dojście do tego, jakich kolorów on nie widzi. Jak jest błąd, to przepraszam :)
A co do tego ostatniego: ryba, wąż, czy coś innego - sam zdecyduj.