– Taki duży, a taki durny...
Słysząc to, odrzuciłem pomysł ignorowania go. Wstałem, prostując się i prezentując postawną sylwetkę, zbliżyłem na tyle, na ile pozwalały mi łańcuchy i pochyliłem nieco łeb, zbliżając się do wroga. Ten nie drgnął, lecz widziałem napięcie malujące się w jego oczach. To tylko podjudziło mnie do zrobienia czegoś jeszcze bardziej szalonego. Napiąłem metalową uprząż do granic możliwości i wetknąłem nos w szyję wilka.
– Taki butny, a taki słodki...
Cofnąłem się z zadowolonym uśmiechem. Widziałem kątem oka, jak na mordce Harytii zaczęło malować się zdziwienie. Większy szok jednak wykwitł na pysku naszego przeciwnika, którego wyraźnie zbiłem z tropu. Nie był to jednak ten typ, który kuli się pod wpływem takich odzywek. Cofnął się, nie zwracając na mnie uwagi, powiódł wzrokiem po jaskini i wyszedł bez słowa. Chwilę później popatrzyłem na Harytię, wciąż zaskoczoną moim zachowaniem. Czując potrzebę wytłumaczenia się, rzuciłem krótko:
– Mam zapędy homoseksualne, jeśli o to chodzi. Nic wielkiego, a to, co się przed chwilą wydarzyło, miało być tylko na potrzeby naszego wydostania się stąd.
– Wow – zdołała wykrztusić. – To znaczy, jestem nieprzyzwyczajona po prostu...
Uśmiechnąłem się pokrzepiająco i powiedziałem przyciszonym głosem, że liczę teraz na jakąś szansę na ucieczkę. Jak się okazało niedługo później, miałem rację. Do jaskini weszła grupa wilków, a wśród nich znalazł się owy basior, którego zbiły z tropu moje słowa. Aktualnie unikał nieco mojego wzroku, lecz starannie wykonywał swoje zadania. Odpiął jeden z łańcuchów przypiętych do mojej obroży od ściany i z pokerowym wyrazem mordki zaczekał na pozostałych. Postanowiłem wykorzystać maksymalnie możliwość ucieczki, więc kiedy tylko nadarzyła się okazja, zaszurałem jednym z ogniw po kamiennej posadzce. Obcy wilk spojrzał mimowolnie w moją stronę, a widząc to, posłałem mu uśmieszek podobny do tego, którym obdarzyłem go wcześniej. Ku mojemu zaskoczeniu i zadowoleniu, basior odwzajemnił gest i mocniej zacisnął łapy na trzymanym łańcuchu. Mimo że odwrócił wzrok, byłem pewny, że czuje się obserwowany przeze mnie. Gra się zaczęła, drogi kolego.
Tymczasem mniejsza grupa osobników odpięła łańcuchy Harytii i zaczęła dźgać nas długimi, ostro zakończonymi kijami. Wydało mi się to śmieszne, podobnie jak waderze, w której oczach widoczne były ogniki rozbawienia. Wrogowie wyprowadzili nas z jaskini i poprowadzili krętą drogą prowadzącą w głąb lasu. Tamtejsze drzewa o, uwaga, ciemnoczerwonych igłach zupełnie różniły się od tych rosnących w naszych okolicach. Ucieczka nie wchodziła w grę z dwóch powodów. Po pierwsze, za mało znaliśmy z Harytią charakterystykę roślin i terenu, choć miałem wrażenie, że wilczyca całkiem dobrze orientowała się w zagajniku. Po drugie, z każdej strony otaczała nas grupka wilków, którym, nawet gdybym chciał, mógłbym nie dać rady. Za bardzo przewyższali nas liczbą. Mogłem dorzucić ewentualnie trzeci powód, jakim było płoszenie ciemnobrązowego basiora.
Przez całą drogę szliśmy w dość żwawym tempie, a jedynym przerywnikiem był moment, gdy Harytia wraz z dwoma czarnymi wilkami nastąpiła na ziemię, która obsunęła się. W trójkę wpadli do dziury, na szczęście wadera była na wierzchu, więc to nie ona zaryła pyszczkiem w glebę. Wydostałem ją stamtąd, a reszta rzuciła się na pomoc pozostałym. W przypływie pewności siebie, zacząłem głośno śpiewać jedną ze znanych wilczych pieśni. Moja towarzyszka szybko dołączyła do mnie, widząc poruszenie wśród wrogich stworzeń.
– Zamknijcie się, do cholery jasnej! – warknął jeden z nich i rzucił się w naszą stronę.
Przesunąłem się lekko, osłaniając Harytię, a gdy basior wpadł na mnie, tylko trochę mnie poruszył. Nie przestawałem śpiewać.
– Zwabisz tu innych, debilu... – krzyknął prosto w moje ucho i po krótkiej szamotaninie zostałem przytrzymany przez trzy inne wilki.
Wśród nich znalazł się owy brązowofutry. Zmierzyłem go szybko wzrokiem i dmuchnąłem w pysk. Nie zdążył zareagować, gdyż zza drzew wychyliły się kolejne postaci, zdecydowanie wrogo nastawione do naszych porywaczy.
Harytio? Przepraszam za zniknięcie, miałam masę roboty ze szkoły. Hermes wraca z nieco innym nastawieniem :D