Zadarłam łeb i próbowałam wywęszyć jakiś trop zwierzyny, bym nie głodowała dziś cały dzień. Ranek jest dla mnie najlepszą porą do łowów. Wyczułam bardzo dziwne, dotychczas obce mi zapachy. Pierwszy przypominał wrzos, słodki i mocny. Sądziłam, że jest to zwykła roślina, z którą nigdy wcześniej nie miałam do czynienia, lecz szelest w krzakach, uświadomił mi, że to najprawdopodobniej zwierzę, lub inna istota żyjąca. Zapach stawał się coraz mocniejszy, lecz po minucie kompletnie zniknął. Zwyczajnie, niczym za dotknięciem różdżki, zniknął.
Zrobiłam krok w tył, kładąc uszy wzdłuż potylicy. Ugięłam się, jak gdyby pod ogromnym ciężarem i cicho jak myszka wycofałam się w wysoką trawę. Me ślepia spoglądały czujnie we wszystkie strony, a uszy stały jak anteny, wyłapując wszystkie dźwięki z okolicy.
Zapadła pełna napięcia cisza.
Trzask łamanych gałęzi, pod prawdopodobnie ciężkim zwierzęciem całkowicie ją zagłuszył.
Istota zbliżała się w moim kierunku. Świadomie czy nie, wstąpiła na mój teren. Czułam jej obecność. Była bardzo blisko. Słyszałam jej oddech, każdy ruch, a nawet przełykanie śliny. Nie chciałam nikomu pozwolić wchodzić na mój teren. Musiałam wygonić intruza.
Odskoczyłam w bok jak poparzona. Rozstawiłam łapy i wyszczerzyłam kły.
Moim ślepiom ukazał się wilczur, nie wyglądał magicznie, ani olśniewająco. Przypominał mnie. Nie wyróżniał się niczym.
– Wlazłeś na moje tereny smarkaczu!-warknęłam, otwierając szczękę.
– Przepraszam, ale czy ten teren nie należy przypadkiem do Watahy Smoczego Ostrza? – spytał łagodnie.
Nie odpowiedziałam.
Skoczyłam w jego stronę. Chciałam sprowokować go do walki, lecz basior (tak przypuszczam) nie chciał bójki, lub był po prostu tchórzem.
– Boisz się? – Uśmiechnęłam się z ironią.
– Nie – odrzekł stanowczo, zamierając w bezruchu.
Podeszłam bliżej i przyjrzałam mu się dokładnie, po czym rzekłam:
– Należysz do watahy? Bo nie wyglądasz mi na magicznego.
– Wygląd nie musi czynić mnie magicznym.
– Oczywiście, jestem Akita. Jakbyś pytał.
TC?