12 listopada 2018

Od Airova

Czasami wydaje nam się, że pomimo spokoju coś się wydarzy. Coś nieplanowanego zaskoczy nas i zepsuje wszystko, co pieczołowicie przygotowywaliśmy. Niekiedy takie przeczucie może doprowadzić na skraj szaleństwa, popchnąć nas w kierunku nerwicy, ciągłego strachu; zwykle jest to jednak pewien znak, dzięki któremu zabezpieczamy własne życie i stajemy się odporni, przygotowani na wszystko.
Z drugiej strony mamy sytuację, w której ogarnia nas błogi spokój, ukojenie. Możemy wziąć oddech po ciężkim okresie i po prostu cieszyć się chwilą, w której nasze myśli odpłyną gdzieś daleko od naszych trosk: wtedy przestajemy zwracać uwagę na to, co się dzieje. Jesteśmy nieprzygotowani, zamyśleni, przestajemy trzeźwo patrzeć na świat, a wtedy zwykle dzieje się coś, co sprawia, że grunt pod naszymi łapami pęka i cały nasz malutki świat rozpada się na miliony malutkich kawałków, jak zrzucone ze sporej wysokości lustro.
I tak właśnie czułem się wtedy.
Krople dudniły o skalne ściany, tworząc dziwny, przyjemny rytm. Wokoło unosił się zapach wiosennego deszczu, czułem jego śliski kształt, widziałem kolor wilgoci pokrywającej liście. Ogarnęła mnie aura spokoju, a ja nie powinienem się jej wtedy poddawać; przymknąłem oczy, pozwalając wodzie spływać po mnie i chłodzić rozgrzane po biegu mięśnie, a wiatr owiewał mnie i lekko kołysał całym moim ciałem – na boki, w rytm deszczu, tak, by wszystko tworzyło jedną, synchroniczną całość. Oddech powoli się wyrównywał, zimno wplątywało się w moje futro. Stałem na nierównej skale usytuowanej na wzgórzu, tak, bym mógł obserwować świat rozciągający się u mych łap.
– Airov – zaczął wilk, którego obecność wyczuwałem od jakiegoś czasu. Znałem go, nie stanowił zagrożenia. – Mam do przekazania... przykre wiadomości.
Zmarszczyłem brwi i odwróciłem się do niego, automatycznie kiwając głową na przywitanie. Kojarzyłem tego wilka, młodego basiora, lecz nie byłem w stanie przypomnieć sobie jego imienia. Skupiłem się tylko na tym, tyle, że nic to nie dało.
– Jakie to wieści? – zapytałem, wciąż błądząc myślami gdzieś daleko. Deszcz skapywał po naszych futrach i napływał do oczu, dlatego też zamrugałem kilkakrotnie, aby tego uniknąć.
– Myślę, że lepiej, byś dowiedział się o tym od bety.
Znów zmarszczyłem brwi, ale skinąłem łbem, pozwalając się poprowadzić do Nathing.

Szara wadera chodziła niespokojnie w tę i z powrotem; nie wyglądała na smutną, lecz raczej zamyśloną i lekko przejętą. Nigdy nie poznałem jej wystarczająco dobrze, lecz ufałem jej – tym razem jednak spoglądałem na nią podejrzliwie, jakby zaraz miała rzucić się na mnie i zatopić kły w moim czarnym futrze. Wilk stojący obok milczał i czekał na moje polecenie, więc podziękowałem mu bezgłośnie i kolejnym skinieniem głowy poprosiłem o wyjście. Zostaliśmy sami, a pełna napięcia cisza dzwoniła w uszach i majaczyła przed oczami szarością.
– Wiesz, co się stało? – zapytała, wreszcie na mnie spoglądając. Nie byłem w stanie odgadnąć skrywających się pod maską obojętności emocji.
– Jestem tu właśnie po to, żeby się dowiedzieć.

Znów stałem na skale, tym razem nie myśląc o nikim innym niż Kesame. Nie była moją matką, owszem, lecz tak naprawdę była prawie wszystkim, co miałem – ta myśl krążyła w moich żyłach wraz z krwią. Wdychałem powietrze i choć cały mój organizm chciał się poddać i po prostu pozwolić mi upaść w kałużę, ja stałem naprężony jak struna. Łapy drżały, oczy piekły, choć łzy, jak na złość, wcale nie chciały lecieć. Cały mój świat ukrył się w mgle, już któryś raz, a ja znów nie byłem na to przygotowany. Długi wdech, aby wypełnić wiosennym powietrzem całe płuca, a potem jeszcze dłuższy wydech, spokojny, choć drżący. W pysku czułem kwaśny smak.
Informację o tym, że nagle stałem się przywódcą tak naprawdę zignorowałem. Włożyłem do osobnej szuflady w mózgu, zostawiając to na moment, w którym będę mógł myśleć trzeźwo. Wiedziałem, że powinienem martwić się swoim wiekiem i opinią wilków, ale w tamtej chwili błądziłem w nicości jak malutki szczeniak, który stracił matkę. Może tak właśnie było.
Moja samotność znów została zakłócona i choć miałem nadzieję, że kroki należą do Roki, której obecności bardzo teraz potrzebowałem, wiedziałem, że jest to ktoś inny. Odwróciłem się bez pośpiechu i spojrzałem na basiora, który przechodził obok. Podniósł wzrok i przystanął, wpatrując się intensywnie w moje czerwone oko. Zacisnąłem zęby, rozpoznając w nim młodszą wersję wilka, którego Kesame kochała i nienawidziła. Poczułem, jak przez moje ciało przechodzi nieprzyjemny dreszcz; musiałem walczyć ze sobą, aby nie zrobić nic głupiego.
– Czego tu szukasz? – warknąłem trochę głośniej niż zwykle, aby przekrzyczeć szum deszczu.
Wydawał się spokojny, ale jego oczy – choć może źle to odczytywałem – zdradzały pogardę. Wyglądał młodo, zbyt młodo jak na swoje 25 lat; oczywistym było, że musiał kombinować coś z czasem.
– Jedynie przechodzę – odparł. Mimo tego nie ruszył dalej, a ja zeskoczyłem ze skały, czując buzujący we mnie gniew. Wszystko, co wcześniej usłyszałem, wezbrało we mnie jak fala i teraz szukało ujścia. Już nawet nie przejmowałem się tym, że zachowam się jak skończony kretyn, rozpoczynając walkę. Choćby słowną.
Jeszcze kilka kroków. Futro na moim grzbiecie najeżyło się, on również zaczął podchodzić. Stanęliśmy naprzeciwko siebie, wysyłając nieme groźby.
– Airov – rzucił, jakby od niechcenia. Tak, jakbyśmy się nie znali.
– Harbinger – wycedziłem, próbując się uspokoić i wiedząc, że nie ma to najmniejszego sensu. – Wiesz, co się stało?

Harbingerze? 

Większość obrazków i zdjęć umieszczonych na blogu nie jest naszego autorstwa.

Proszę o nie kopiowanie treści z bloga w celach własnych bez wiedzy administratorki.

Szablon wykonała Fragonia dla bloga
Sisters of The Template