12 listopada 2018

Od Paina cd. Akatala

Harbinger, Harbinger... Jestem tu nowy, ale skądś kojarzę to imię. Jeśli chodzi o tego wychudzonego romantyka, to tak, wiem, o kogo chodzi. Ze swoim wyglądem wpada w oko.
- Twoja kolej. - wadera brutalnie wyrwała mnie z przemyśleń.
- Kolej? Na co?
- Pytanie...
No tak. Pytanie. Chwila, jakie pytanie?
- Chodzi o historię mojego imienia?
- Właśnie.
No to się zdziwi.
- A więc... - zacząłem, jak gdybym miał zaraz opowiadać całą epopeję - Moi rodzice dali mi na imię Pain, bo tak im się podobało. Kropka.
- I... to tyle?
Odpowiedziałem tylko potwierdzającym uśmiechem.
- Rzeczywiście zaskakujące.
- Powiedz, że takiej odpowiedzi się spodziewałaś.
Nastało milczenie, bo ani ja, ani ona nie mieliśmy nic chyba do powiedzenia.
- Dobra, idziemy dalej. - bez odwracania, bez zbędnego czekania ruszyłem naprzód.
- Jak to: idziemy? I gdzie? Po co? - Akatala była chyba zdziwiona moją reakcją. Z resztą - nie ona jedyna.
- Idziemy, bo idę ja i ty. Gdzie? Daleko. Po co? Podróże źródłami informacji, moja droga.
- Jeszcze jakichś informacji ci brakuje?
Dobre pytanie. Szkoda, że nie znam na nie odpowiedzi. Opresyjnie wzruszam łapami i gestem oznajmiam, że musimy iść. Cel nie musi być jej znany, bo i tak się zgodzi. Prawda...?
- No chodź... - szepnąłem tonem zapewniającym, że będzie ciekawie.
- Masz zamiar oddalić się od watahy, gdy dookoła chodzą wrogo nastawione zjawy?
- Dokładnie. Nie marnuj czasu, potrzebuję kogoś do towarzystwa. Bez tego bym zwariował.
- O ile już nie zwariowałeś. - podsumowała i choć pewnie w głębi duszy nie chciała iść, to poszła za mną. Przygoda wzywa, nie? Mnie wzywa coś innego. To chyba sumienie. Byleby ją spotkać, przytulić... a potem znów odejść.
Wkroczyliśmy na nieznane, zamglone bagna. Tafle brudnej od mułu wody marszczyły się, ilekroć jakiś liść delikatnie spadł na ich powierzchnie. Oprócz tego nie wiele widać - jedynie słychać. Albo to wiatr tak śwista i szumi, albo otaczają nas setki duchów. Wśród nich może ktoś, kogo poszukuję. Prawie ślepymi oczami błądzę po mgle. Dostrzegam zarys wilka.
- Akatala, patrz tam. - szepcę, wytężając źrenice - Wilk.
Nie widzę jego koloru, czy innych szczegółów - tylko zarys postaci. Jest przygarbiony i choć nie widać oczu, czuję, że wlepia w nas swoje spojrzenie.
- Podejdźcie bliżej. - odzywa się nagle przeszywającym, mrożącym krew w żyłach głosem. Odwracam spojrzenie na Akatalę, która niepewnie stawia kolejne kroki. Naśladuje ją. Im bliżej wilka jesteśmy, tym więcej nowych szczegółów nam się ukazuje. Wilk jest czarny. Ma szare ślepia. Nie ma... łapy? Ciężko dyszy, jest wychudzony. Idealnie widać jego żebra. Średniej długości sierść jest brudna, zlepia się w grube kosmyki. Ma uszczerbane ucho i odgryziony ogon. Wywiera na mnie tak wielkie wrażenia, że cały drżę - może ze strachu, a może z innych emocji.
- Czego szukacie? - początkowo nie mam w sobie tyle odwagi, by odpowiedzieć, a wadera pytająco na mnie patrzy.
- Raczej kogo. - mówię kamiennym tonem, żeby zdradzić jak najmniej uczuć.
- A więc kogo?
Przełykam ślinę, unikając kontaktu wzrokowego z wilkiem.
- Cony. Zmarłej wadery. - wyrzucam - Przynajmniej... ja jej szukam.
- Oferuję pomoc - wilk pokazuje szczerbaty uśmiech. Wtedy dopiero dostrzegam jego poderznięte gardło.

Akatalo? Zaufamy mu?

Większość obrazków i zdjęć umieszczonych na blogu nie jest naszego autorstwa.

Proszę o nie kopiowanie treści z bloga w celach własnych bez wiedzy administratorki.

Szablon wykonała Fragonia dla bloga
Sisters of The Template