Zaaferowana układaniem swej drogocennej, puszystej sierści zupełnie nie spostrzegłam się, gdy mój towarzysz skierował do mnie ciche tony.
- Pearl? Co ty na to?
Tym razem udało mu się wybudzić mnie ze skupienia.
- Hm, słucham? - zwróciłam wzrok ku niemu. Jego oczy zalśniły.
- Może wybierzesz się ze mną do lasu... na spacer - spytał niepewnie.
- Do lasu?! - cofnęłam się urażona. - Chcesz, bym wyglądała jeszcze gorzej niż teraz?!
Mimowolnie spojrzałam mu w oczy. Zwykle jestem silna i nie łamię się tylko dlatego, że pewien nie umiejący się zachować wobec wyższych od siebie proletejski pomiot próbuje na mnie wpłynąć. Z nim było inaczej, nie potrafiłam odmówić tym oczom, sama nie wiem jak to możliwe.
- O... - poddałam się, lekko poirytowana, ale wciąż dumna. - Pójdę z tobą do lasu, jeżeli ty sam poprowadzisz.
Posłałam mu przenikliwe spojrzenie.
- Poprowadzisz i obronisz mnie przed błotem.
Uśmiechnął się. Pomału opuszczaliśmy błotnistą przestrzeń w stronę coraz gęściej występujących drzew. Nico szedł przodem - zgodnie z obietnicą. Słał liśćmi paproci sporadycznie pojawiające się na drodze kałuże. Czułam się nadzwyczaj dobrze, krocząc stępem hiszpańskim przez zielone aleje. Delikatny wiatr sprawiał, że wydawało się, iż płyniemy.
Ale... ile można tak płynąć? W pewnej chwili zaczęłam się już trochę nudzić. Niespodziewanie przyszedł mi do głowy genialny pomysł na zabawę.
- No, drogi panie, co teraz zrobisz? - pomyślałam, robiąc diaboliczny uśmiech. - Oh, ja nieszczęsna! Au!
Tak jak przewidywałam, Nico z prędkością światła zwrócił się moją stronę.
- Co się stało?
- Au! - wydałam przejmujący krzyk. - Moja biedna łapka, chyba ją skręciłam, au!
Udawanie damy w opałach przychodziło mi bez trudu.
Nico?