Tego wieczoru jednak las wyglądał trochę inaczej. Nie oświetlało go jedynie zachodzące słońce. Biła od niego dziwna, niebieska poświata. Sam Nico być może nie zdawał sobie z niej sprawy, ponieważ zaburzenie widzenia barw nie pozwoliło mu na tak dokładne przeanalizowanie całej sytuacji. Mimo wszystko czuł, że coś jest nie tak. Nie był jednak jednym z tych wilków, które zamartwiałyby się wszystkim, nawet najmniejszym złudzeniem, więc nie przykładając większej uwagi do dziwnej łuny, postanowił oddać się swojemu ulubionemu zajęciu. Lato bardzo mu w tym pomagało, bowiem o tej porze roku nie było trudno o kwiaty. Interesowały go tylko te, których barwa była nieskazitelnie czerwona. Tylko takie kwiaty postrzegał tak samo, jak wszyscy inni. Każdy widział je jako czerwone. Na początku szczeniak nie potrafił odróżnić tych, które widzi nieprawidłowo od tych, których kolory widzi dobrze, z biegiem miesięcy jednak, nauczył się te barwy odróżniać. Skakał od kępki do kępki, starannie układając bukiet. Nie zamierzał go nikomu dawać. Po prostu lubił układać kwiaty.
Gdy miał zrywać kolejną dalię, zza krzaków jagód wyjrzał niewielki płomyk, żarzący się niebieskim światłem. Co prawda Nicodem nie był w stanie określić jego koloru, jednak nie sprawiło to, że nieznana mu postać stała się mniej ciekawa. Przyglądał się jej uważnie, próbując przypomnieć sobie, czy takowe istotki występowały w którejś z opowieści, które niegdyś słyszał. Nie mógł sobie przypomnieć. Płomyk był więc dla niego czymś zupełnie nowym. Nie zachowywał się w żaden sposób groźnie, więc szczeniak uznał go za przyjaźnie nastawionego. Ten jakby próbował zachęcić go do zabawy, ciągnąc uszy i latając wesoło wokół sześciu ogonów malca. Basior był skupiony tylko na tym. Nawet nie zauważył, kiedy słońce zniknęło. Ganiali za sobą tworząc piękne, świetliste wstęgi, ale płomyk wydawał się Nicodemowi coraz smutniejszy.
- Coś się stało? - zapytał w końcu, nie przykładając uwagi do tego, że jego nowy przyjaciel może nie rozumieć wilczej mowy.
W blasku księżyca podążał za płomykiem, dawno już zgubiwszy ścieżkę. Dotarł z nim do niewielkiego stawu. Niebieskie światełko zakręciło się kilkakrotnie nad taflą wody. Unosiło się nad nią z niepokojem, jakby próbując przekonać wilka, by się zanurzył.
- Naprawdę tego chcesz, Nicodem? - pomyślał na kilka sekund przed tym, jak jego futro zmokło całe, pod wpływem otaczającej go wody.
Na samym dnie, pod cienką warstwą piasku, błyszczało niebieskie, delikatne światło. Szczeniak płynął w jego stronę. Gdy pływał, zawsze był skupiony jak tylko potrafił. Machanie czterema łapkami i sześcioma ogonami niezwykle tego wymagało. W końcu, będąc przy dnie, przetarł jedną z łap piasek, pod którym świecił dziwny blask. Jego oczom ukazał się kryształ, mieniący się błękitem i fioletem. Nico chwycił go w pyszczek, po czym czując, jak zaczyna brakować mu tlenu, popłynął jak najszybciej tylko umiał, w stronę powierzchni. Gdy jego głowa wynurzyła się z wody, zaczerpnął głęboki wdech. Stojąc już na lądzie, otrzepał się z wody, po czym położył naszyjnik z kryształem przed płomykiem.
- O to ci chodziło? - zapytał.
Płomyk tylko zbliżył się do kryształu, po czym zniknął wraz z nim.
Przez Nicodema przeszła energia, barwą przypominająca jego świetlistego przyjaciela, po czym przed wilkiem utworzyła się droga z niewielkich, niebieskich płomieni, nie większych od tych na świecach. Pokazywały mu, którędy ma podążać, by trafić do domu.
Basior nie wiedział, dlaczego dla płomyka ten naszyjnik był tak ważny. Szybko zapomniał o całym zajściu, myśląc, iż to wszystko było tylko snem. Niebawem jednak miał się przekonać, że to nie koniec zabawy ze świecącym przyjacielem.