— Kreacja, wtapianie się w tło i...
— Stwórz coś, co nas obroni — pisnęłam i coraz szybciej zaczęłam się cofać. Nie chciałam umierać kolejny raz, nie w taki sposób. — Nester! — krzyknęłam. — Proszę cię, zrób coś!
— Nie mogę sprawić, że staniemy się niewidzialni. Chyba. Podaj mi łapę — poprosił. Uniosłam kończynę bez namysłu i czekałam na reakcję basiora. Okropna, wodna kreatura była coraz bliżej. Z jej pyska sączyła się piana, a cała postać była podziurawiona. Nagle stanęła i zaczęła się w nas wpatrywać. Miała zaskoczony wyraz pyska, obeszła nas, a chwilę później zniknęła w mroku.
— Udało się — szepnęłam bardziej do siebie niż do niego. Puściłam łapę basiora, a następnie zwróciłam się w jego stronę. — Wybacz mi moje zachowanie, ale ja po prostu nie potrafię się odnaleźć. Może, aby wynagrodzić ci niańczenie mnie, dasz zaprosić się na herbatę?
Nester spojrzał na mnie pusto, ale w jego oczach przez krótką sekundę mogłam dostrzec rozbawienie.
— Dobrze — zgodził się. — Prowadź.
Zaśmiałam się nerwowo i zaczęłam iść w stronę bagien. To może trochę niepoprawne wkradać się do czyjegoś domu, ale skoro nie miałam swojego, to miałam prawo skorzystać z apartamentów ojca, czyż nie? Tak czy siak, powolnym krokiem szłam w stronę kryjówki Harbingera. Emocje opadły, adrenalina przestała krążyć w ciele, a ja kolejny raz poczułam senność. Nie mogłam jednak zostawić swojego wybawcy na lodzie, jeszcze nie dziś. Jednak nie taty obawiałam się najbardziej, a potworów, które mogliśmy spotkać po drodze. Myśl o spotkaniu tych kreatur mroziła krew w żyłach albo w czymkolwiek.
Zbiegliśmy z niewysokiego pagórka i w końcu mogłam odetchnąć. Stanęliśmy przed niewielką jamą, jako gospodyni poszłam pierwsza. Właściwie nawet nie do końca znałam drogę, kierowałam się instynktem i pochodniami, które co jakiś czas oświetlały płomieniami podziemne korytarze.
— Wydawało mi się, że nie przebywaliście na tych terenach zbyt długo. Jak to możliwe, że całe to miejsce jest gotowe do zamieszkania? Byłaś tu wcześniej? — zapytał Nester, rozglądając się po przejściu.
— Właściwie to miejsce należy do mojego ojca, nie wiem jakim cudem to zrobił, ale z pewnością był tu dłużej niż pozostali członkowie watahy.
— Samotnik — rzucił.
— Powiedzmy — odpowiedziałam zdawkowo. Tak naprawdę znałam go od kilku miesięcy. To, co o nim wiedziałam, było zaledwie kroplą w morzu.
— Nie obrazi się, że na jakiś czas zajmiemy jego leże?
— Nie, nie ma go na terenie.
Po moich słowach zapanowało milczenie, ale na krótko, bo w końcu dotarliśmy do głównej groty.
Pierwsze, co rzuciło mi się w oczy to obraz wilczej rodziny. Za każdym razem robił na mnie tak samo ogromne wrażenie.
— Łał... — wyrwało mi się.
— Byłaś tu już wcześniej? Wiesz kto to?
— Tak, ale ten malunek zawsze robi na mnie wielkie wrażenie. To jego rodzina i w sumie moja też. Rozgość się — wskazałam niewielkie półki skalne, które mogły posłużyć za stoły, podesty, krzesła i inne takie, a sama poszłam poszukać ziół. Chwyciłam w zęby à la miskę, następnie wsypałam do niego ususzoną miętę i pomarańczowy kwiat o nieznanej mi nazwie, wszystko zalałam wcześniej zagrzaną wodą.
— Dlaczego ciebie tam nie ma?
— Och, bo to jego p r a w d z i w a rodzina.
— Nie bardzo rozumiem.
— Może kiedy indziej ci wytłumaczę. A ty, co tutaj robisz? Skąd się wziąłeś i dlaczego? Oczywiście nie musisz mówić, jeśli nie chcesz. Możemy sobie pomilczeć.
Posłałam mu zdawkowy uśmiech i kolejny raz zaczęłam wpatrywać się w fioletowe oczy złotego basiora na ścianie. Nester w tym czasie upił łyk herbatki i skrzywił się.
Nester? Żyję.