Kiedyś zniknę. Te słowa odbijały się pustym echem w mojej głowie. Bardzo dobrze o tym wiedziałem, ale odkąd In ponownie się pojawiła, zatraciłem się. Zapomniałem, że może zniknąć w każdej chwili i ani ona, ani ja nie wiemy, kiedy to będzie.
– Chcę odejść razem z tobą Ingreed – mruknąłem wprost do jej ucha.
– Nie, nie chcesz. Nie wiesz, jak tam jest.
– Nawet jeśli nie będę tam szczęśliwy, będę egzystował z myślą, że jesteś w podobnym miejscu. Nie mam już siły In, ciągle tylko walczę ze sobą. Nic mnie tutaj nie trzyma.
Nie odpowiedziała. Jej łzy kolejny raz pozostawiały na moim ciele niewidzialne plamy. Nie pamiętam, jak długo wsłuchiwałem się w jej oddech, ale w końcu zasnąłem.
***
Kolejny raz się kłóciliśmy, tym razem o Inveth.
– Musisz z nią porozmawiać In.
– To nie takie proste.
– Proste.
– Nie.
– Tak.
I tak w kółko. Kłócimy się, a następnie na chwilę zmieniamy temat i znów wracamy do punktu wyjścia. Zawsze kończy się na tym, że jedno z nas odchodzi obrażone na drugie. Znikamy na cały dzień, a następnie nocą ponownie się spotykamy i w milczeniu idziemy spać wtuleni w swoje ciała.
Kolejny raz obudziło mnie słońce. Byłem pewien, że Ingreed już nie śpi, więc od razu wstałem i podszedłem do niej, wypowiadając przy tym krótkie witaj. Od zawsze uważałem, że nasz związek był zbyt formalny. Witaj. Jak się masz? Co dziś robisz? Mogę ci w czymś pomóc? Wyjdziesz za mnie? To wszystko brzmiało i nadal brzmi zbyt sztywnie.
– Czy możemy, choć na chwilę przestać żyć przeszłością i zaczniemy czerpać radość z chwili?
– Co masz na myśli Harbingerze? – zapytała z udawanym zainteresowaniem.
– Wszystko Ingreed. Zróbmy coś innego, pozbawionego planu i sensu.
– Kłócimy się, prawie codziennie o coś innego, tyle ci nie wystarczy? – prychnęła pod nosem, nie było to jednak złośliwe.
– Zróbmy coś niekonwencjonalnego i niekoniecznie zgodnego z prawem.
– Co to znaczy? Mam przespać się z synem Kesame, a ty z Nathing?
– Jeśli tak bardzo chcesz... Ale nie chodziło mi o to. Nie uważasz, że nasz związek jest nudny?
– Zdecydowanie Harbingerze.
– Jesteś okrutna. Patrzysz prosto w moje oczy i śmiejesz się, nawet nie ukrywasz rozbawienia.
– Nic na to nie poradzę Harbingerze.
– Uwielbiam, kiedy wypowiadasz moje imię In – mruknąłem wpatrując się w jej radosne, niebieskie teczówki.
– Wiem Harbi.
– Więc? – Spojrzałem na nią z nadzieją. Czułem się, jak szczeniak, który prosi o zabawkę, albo chociaż o chwilę uwagi.
In?
Więc? Najdroższe słońce? Doprowadź ten cukier do końca, prooszę. <3 Sorki za długość, ale test z dziadów III.