– Wydrapię ci kiedyś oczy – warknąłem. – Nie poznaję cię In. Jesteś mocna w pysku, ale nie potrafisz się otworzyć na rodzinę. Pamiętam, jak chciałem ich wszystkich podusić, a ty wtedy broniłaś te szkarady własnym ciałem. Teraz? Nawet nie możesz patrzeć na własną córkę. Obwiniasz mnie za decyzję, którą podjęliśmy wspólnie.
– Gdyby nie one, żyłabym do tej pory, szczęśliwie i na wieczność razem z tobą! - krzyknęła, a łzy kolejny raz zaczęły płynąć po jej pysku. – Nienawidzę ich całym sercem, mam ochotę... – Nie pozwoliłem jej dokończyć. W mgnieniu oka pojawiłem się przy niej. Pchnąłem ją na najbliższe drzewo i przydusiłem krtań. Stykaliśmy się nosami. Czułem się żywy jak nigdy. Kolejny raz w obliczu wyzwania. Rozsądek walczył z miłością. Nigdy nie sądziłem, że stanę po stronie szczeniąt. Opiekowałem się nimi od zawsze ze względu na więzy krwi i poczucie winy. To Ingreed je kochała, robiłem to dla niej. Od niechcenia spojrzałem w jej oczy, które były zakryte mgłą.
– Ja już nie chcę walczyć Ingreed. Skoro nie chcesz mnie, a nawet ich, to czego tu szukasz?
– N-Nie wiem – wydukała.
– Jesteś okropna.
Poluzowałem jej uchwyt, a ta lekko osunęła się na ziemię.
– Ciebie również nie znałam z tej strony, od kiedy tak traktujesz wadery?
– Jak? - zapytałem retorycznie.
– Jak rzeczy.
– Odkąd stały się nie do zniesienia.
Miałem jeszcze coś dopowiedzieć, ale wtedy zauważyłem kątem oka dwie postacie. Były to Revenge oraz Akatala. Miały niewyraźne wyrazy pyska, z pewnością stały tam dłużej, niż powinny. Rev doskonale czytała w myślach, po chwili obie pojawiły się przy nas. Robiły wszystko razem, odkąd ponownie się spotkały. Mimo specyfiki Akatali były do siebie podobne, niemal dwie krople wody. In była zdezorientowana, nie dała po sobie tego poznać, utrzymując obojętny wyraz pyska, ale w jej środku zrodziło się ziarnko niepewności.
Kim one są?
Moimi córkami Ingreed.
Popatrzyłem na nią, minęło sporo czasu, ale te słowa sprawiły mi ból. Zdradziłem ją.
– Airov mówi, że tego wieczoru odbędzie się uroczysta kolacja z okazji tego, co się stało...
– Dziękuję za informację. G, Rev – lekko się skłoniłem, żegnając się z nimi. Widziałem, jak bardzo chciały zostać i dowiedzieć się czegoś więcej o Ingreed, ale jeszcze kiedyś przyjdzie na to czas. Odprowadziliśmy je spojrzeniem.
– Zaprosisz mnie Harbi?
– Nigdzie nie idę, na pewno nie z tobą.
***
Nigdy nie sądziłem, że mając dwadzieścia pięć lat będę zachowywać się, jak szczeniak. Nigdzie nie idę, na pewno nie z tobą. Mam ochotę sam sobie przyłożyć. Zakląłem pod nosem. Po tym, co jej powiedziałem, zwyczajnie sobie poszła. Oboje byliśmy zbyt dumni, po tylu latach nie potrafiliśmy ze sobą normalnie rozmawiać. Co ja miałem w głowie? Nim się obejrzałem, nastał wieczór. Starałem się trzymać nerwy na wodzy, gdy powolnym krokiem szedłem w stronę jaskini Alf. Była tam, oczywiście. Lekko zagubiona, stała wraz z innymi, zmarłymi członkami watahy. Miała na sobie diadem, bo dlaczego nie. Wyglądała, niewinnie, niczym owca, która zgubiła się w stadzie paskudnych, mięsożernych wilków, mimo że była jednym z nich. O dziwo rozpoznałem przy niej wilczycę o złotym futrze. Taravia nic się nie zmieniła, jako martwa wyglądała nawet lepiej, niż za życia. Przez chwilę biłem się z myślami, ale w końcu zmusiłem swoje nogi do marszu w ich stronę. Ciekawskie spojrzenia innych miażdżyły mnie od środka. Kto śmie podejść do martwej Alfy? Oczywiście, że ja.
– Witaj Taravio - pokłoniłem się przed waderą, a ta po prostu mnie przytuliła. Miło.
– Harbingerze, nawet nie wiesz, jak bardzo tęskniłam, za kimś żywym, bliskim.
– Z pewnością bardziej, niż twoja córka – uśmiechnąłem się pod nosem. Tav spojrzała ukradkiem na Ingreed, która stała tuż za nią z uniesioną głową. Musiała na kogoś czekać. Starsza wadera, jakby czytała mi w myślach. Zapytała swoją córkę dokładnie o to samo. Odpowiedź była typowa. Na kogoś.
– A ty Harbingerze? Zechcesz mi dziś towarzyszyć, czy jesteś już z kimś umówiony?
Czekam na Nathing.
– Możemy iść. Do zobaczenia później Ingreed – zwróciłem się do s w o j e j żony.
Taravia wkroczyła do jaskini pewnie, na jej pysku gościł uśmiech, jakiego nigdy wcześniej nie widziałem. W samym środku jamy leżał wielki kotowaty, nie byłem w stanie określić, czym dokładniej był. Tavi ze względu na swoją pozycję usiadła obok Airov'a. Dalej była rodzina Alf, Ingreed, która o dziwo była sama i na moje nieszczęście musiałem siedzieć naprzeciw niej, Nathing i w końcu pozostałe wilki. Zacząłem posyłać jej zabójcze spojrzenia od razu, jak tylko się pojawiła. Niemiłe komentarze w swoim kierunku zostały zignorowane przez resztę społeczeństwa. Nikt również nie zwracał uwagi na niegrzeczne zachowanie. Dopiero walka o kawałek mięsa dała się innym we znaki.
– Ingreed przestań – warknąłem. Kolejny raz musiałem na nią warczeć.
– To ty przestań – odbiła pałeczkę.
– Robisz sceny.
– Jakby cię to obchodziło. Odkąd się tu pojawiłam, patrzysz tylko na mnie. Wiem to. Nie myślisz już o niczym innym, a ja... – przerwała.
– A ty robisz dokładnie to samo.
Ingreed?
Liczę na dużą kłótnię z pikantnymi szczegółami. :D