24 listopada 2018

Od Harbingera cd. Ingreed [Hargreed #10]



– Nie. Nie zostawiaj mnie... Proszę – powiedział basior drżącym głosem. Wiedział, że ta chwila nadejdzie, od początku był na to przygotowany, a mimo to, nie potrafił sobie z tym poradzić. Słona łza skapnęła na pustą posadzkę. Wadera zniknęła, a on siedział pochylony. Brzemię, jakie nosił na swoim sercu, dawało o sobie znać, to nie było to. Kolejna łza i kolejna. Jedyna istota, na jakiej mu zależało odeszła i nie mógł nic na to poradzić. Zadawał sobie pytanie, co właściwie jeszcze tutaj robi? Powinien być z nią albo wcale. Już podczas pierwszego spotkania oddał jej swoją duszę, serce oraz umysł, sam nie miał nic. Każdego dnia poświęcał się jej całkowicie, a teraz, gdy jej potrzebuje, zniknęła. Była jego powietrzem, była sercem, które pobudzało organizm do działania. Teraz już nie miał serca. Basior uniósł zamglony wzrok i rozejrzał się dookoła. Koszmary powróciły, czarne, zamazane kształty czaiły się wokół niego. Nie mógł od nich uciec, więc po prostu wstał i rzucił się w czarną otchłań, która od jakiegoś czasu była jego domem. W drodze do watahy zaczął liczyć kroki, miało to zająć jego umysł, ale bardzo dobrze wiedział, że tak się nie stanie. Obraz Ingreed był zbyt wyraźny, jej śmiech zbyt głośny, oddech zbyt żywy, a futro zbyt miękkie. Harbinger nawet nie zauważył, kiedy padł na ziemię i zatopił swe łapy w miękkiej trawie. Promienie słońca delikatnie tańczyły po jego ciele, spojrzał na nie i uśmiechnął się w duchu. Przypomniał sobie rodzinę – Leloo, Miriyu, Seele, Gwen, Hesher... Oni wszyscy odeszli, kradnąc ze sobą wszystko, na czym mu zależało, kawałek po kawałku. Zasłonił oczy łapą i ujrzał ciemność, której tak bardzo się bał. Zobaczył w niej Inveth, jej futro czarne niczym smoła, figlarne spojrzenie oraz uśmiech, który był tak bardzo podobny do tego, o którym myślał całymi dniami.

Nadal oszołomiony stał w kolejce, w sklepie po dwa przedmioty, które miały odmienić jego życie. O dziwo nie był to Popiół Serir ani nic, co przyczyniłoby się do samobójstwa. W końcu dopchał się do lady i najspokojniej, jak potrafił, poprosił o Owoc Theris oraz Dokument Dorosłości. Nie zwracał uwagi na ciche westchnienia ani pomruki. Wyszedł, zamiatając ogonem po brudnej ziemi.

Nie zastanawiał się, jak to jest być młodym. Nie przyjmował do wiadomości, że będzie czuł się inaczej, niż w obecnym momencie. Kiedyś ktoś mu powiedział, że każdy jest przekonany, że jego śmierć będzie końcem świata. Nie wierzy, że będzie to koniec tylko i wyłącznie jego świata. Jaka szkoda, że te brednie w żadnym stopniu nie są prawdziwe. Harbinger przez chwilę miał ochotę rzucić wszystko, co do tej pory miał zaplanowane i po prostu odejść, ale nie mógł. Jakaś tajemnicza siła wciąż trzymała go w Watasze Smoczego Ostrza i nie potrafił się jej postawić. Jednym haustem wypił zielonkawy płyn z małej fiolki, a następnie rozciął sobie łapę czarnym ostrzem i przypieczętował swoją krwią akt dorosłości. Od teraz wszystko powinno stać się inne. Rozpoczął nowe życie i naiwnie myśli, że będzie lepsze. Jaka szkoda, że droga usłana jest różami, lecz każda z nich ma kolce. Powodzenia Harbingerze, niech ci się wiedzie.

Większość obrazków i zdjęć umieszczonych na blogu nie jest naszego autorstwa.

Proszę o nie kopiowanie treści z bloga w celach własnych bez wiedzy administratorki.

Szablon wykonała Fragonia dla bloga
Sisters of The Template