Nie mam pojęcia, co tu się dzieje.
Nie mogę uciec, co mam robić?
Axalie patrzał prosto przed siebie, oddech miał szybki, nie potrafił się uspokoić. Zakapturzona postać wyglądała na straszną. Zbliżała się coraz bliżej, lecz nagle stanęła około trzydzieści metrów przed Axalie’em. Nie ruszała się. Basior nie wiedział, co ma zrobić. Śmiertelnie się bał. Za postacią pojawiły się jeszcze dwie, także z czarnymi pelerynami i kapturami, tym razem z nożami. Co to jest, jakaś sekta, czy co, pomyślał.
Axalie miał myśli: czy zginie, czy jednak nie.
Nagle usłyszał śmiech, przerażający śmiech i ciche warczenie, a dobiegał on zza krzaków. Powoli odwrócił głowę, a to, co ujrzał, nie zejdzie mu z pamięci do końca życia.
Była to wadera. Miała w pysku mały, srebrny sztylecik, pod okiem miała ranę ciętą. Zbliżyła się do niego i przydusiła łapą jego pysk do ziemi. Axalie był wystraszony, spojrzał jej w oczy. Były takie same jak jego i matki, którą ledwo pamiętał. Wadera warknęła na niego i zawołała (prawdopodobnie) swojego partnera lub towarzysza.
Czarny wilk, większy od Axalie’ego zbliżał się powoli. To było pewne, że Axalie’ego czekała śmierć. Wadera powtórnie spojrzawszy na Axalie’ego, tym razem zapytała —„Coś za jeden?”. Basiorowi łza wypłynęła z oka i spłynęła po pysku.
– Charlie... Czy to ty? – wypowiedział, a wadera odskoczyła gwałtownie na bok. Była zszokowana tym, co właśnie usłyszała.
– Axalie?! To naprawdę ty? – wadera spytała, po czym rzuciła swój sztylecik na ziemię.
– Siostro, ja.. przepraszam cię za wszystko... Musiałem uciekać... Ja nie wiedziałem, co robić...
– Zaraz cię rozwiążę. Nic nie mów...