— Zechcesz mnie do niej zaprowadzić? — zapytał z ukrytą nadzieją w głosie.
Skinęłam głową i ruszyłam w stronę polany, na której ostatnio ich widziałam.
— Dla sprostowania wolę, abyś mówił do mnie Fenty, nie przepadam za swoim imieniem, a ty jak się nazywasz?
— Pain.
— To imię — zamyśliłam się — jest takie uczuciowe. Wiąże się z nim jakaś historia?
Postanowiłam lekko zmienić temat, bo nie miałam zamiaru rozmawiać przez całą drogę o duchach. Z drugiej strony naprawdę mnie to interesowało, nie codziennie spotyka się wilka o takim imieniu.
— Pytanie za pytanie Akatalo, to znaczy Fenty — poprawił się.
— Mhm — mruknęłam.
— Dlaczego wyglądasz jak kostucha?
To było na tyle przewidywalne pytanie, że odpowiedź niemal natychmiastowo nawinęła się na mój język. Przełknęłam gorzkie łzy i po raz kolejny zaczęłam opowiadać historię życia.
— Cóż, kiedyś byłam zwykłym wilkiem. Z nieznanych mi powodów zabiła mnie matka, podobno przypominałam ojca, a wtedy już z nią nie był. W ogóle z nią nie był, zrobił szczeniaki i poszedł w siną dal. No, ale nie zmieniając tematu, to Cante mnie zabiła, miałam wtedy dziesięć lat. Są to tylko domysły, ale nikt nie zdradzi mi prawdy, Harbingera poznałam dopiero tutaj. — Spojrzałam na basiora ze smutkiem w oczach, o ile moich oczach w ogóle można dostrzec smutek, za to na jego pysku malowało się zdziwienie.
— Czekaj, czekaj, kto jest twoim ojcem?
— No... — już miałam mu odpowiedzieć, gdy na naszej drodze pojawiła się Ingreed. Widziałam ją tylko raz na skalnym rysunku w jaskini na bagnach. O dziwo była ona oświetlona, więc ktoś musiał w niej mieszkać. Mam nawet domysły kto.
Wadera była nieskazitelnie biała, miała olśniewający uśmiech, na jednej z łap miała czarne znamię, jedyne co mnie zastanawiało to barwa jej oczu. Kolor ciemny, nieokreślony, niby, jak niebieski, ale nie do końca, trochę wpadał w fiolet....
Podczas moich rozmyślań Pain zdążył się jej przedstawić. Zaczęła kropić delikatna, wiosenna mżawka, której nie znosiłam.
—... więc jakim gatunkiem ducha jesteś? O ile możesz się określić — usłyszałam, gdy w końcu udało mi się wyrwać z zamyślenia.
— Moje życie nie było szczególnie ciekawe, więc jestem najzwyklejszym przypadkiem z możliwych. Dzięki temu, że tu jestem, będę mogła naprawić kilka błędów — prychnęła krzywiąc się. Ciekawe jakich. — Muszę iść. Do zobaczenia. Może — dodała i już jej nie było.
Znów skupiłam swoją uwagę na Painie, który chodził w miejscu, zapewne przetwarzając zdobyte informacje.
— Co się gapisz?
— Zastanawiam się, czy nadal jestem ci potrzebna.
— Teraz chyba nie, w sumie powinienem zapis to, czego się dowiedziałem i.
— I przy okazji odpowiedzieć na moje pytanie — dokończyłam za niego.
— Nie jestem pewien, ta historia jest na tyle zaskakująca, że chyba podwyższę stawkę o kolejną odpowiedź od ciebie — uśmiechnął się.
— Po co — zapytałam niczym szczenię. Dwa proste słowa.
— Bo... Jestem kronikarzem, to moje zadanie. Wiedzieć wszystko o wszystkich.
— No dobrze — Mruknęłam, więc jakie to pytanie? I ty odpowiedz mi zaraz później na moje.
— Mhm — pokiwał głową. — To, kto jest twoim ojcem?
— Harbinger, jak już wcześniej mówiłam.
Pain? Dopiero poznaję Akatalę, więc każde opowiadanie jest trochę inne. Całkowicie nie określiłam jej charakteru. Liczę, że nie jest źle.