Wyszedłem ze swojej nory. Biegłem, i dobrze wiedziałem gdzie. Czułem wewnętrznie, że... Umierałem. Rozrywało mnie od środka. Jako pan demonów, zjaw i wszystkich potworów jakie zaznał ten świat, sam stałem się demonem. Te z natury umierają powoli i w męczarniach. Lecz tym razem nie chodziło mi tylko o śmierć ciała, ale i mej psychiki, o ile można wyrazić tak uczucia i relacje. To wszystko powoli więdło, jak kwiaty czujące zimny powiew północnego wiatru, który zwiastował początek zimy.
Gdy stanąłem przed jej domem, zadrżało mi serce.
– Saori ma, droga, moglibyśmy porozmawiać? – Sam nie miałem pojęcia, od kiedy stałem się taki.. przymilny.
Po chwili ujrzałem waderę w pełnej okazałości. Jej pysk zdobił charakterystyczny uśmieszek, od którego wręcz biła ironia.
– Czegóż chcesz? Rozmowy? Nie jestem najlepszą do tego osobą – odparła, jak zwykle, niby drwiąc, lecz... Ja czułem w tym tonie coś innego.
– Chodź – odpowiedziałem krótko, i ruszyłem truchtem. Ona, lekko zdziwiona, ruszyła za mną.
Cała droga odbyła się w milczeniu. Nie chciałem jej nic mówić w trakcie biegu, a ona to czuła, akceptowała to.
Wiatr zawył, poruszając brzozami. Tak... Dotarliśmy. W tym lesie się poznaliśmy. Po tej drodze razem spacerowaliśmy.
– W tych pięknych okolicznościach, muszę wyjawić ci, cóż dręczy mą duszę. Łatwiej ci będzie zrozumieć to pieśnią, nalegam więc, abyś wysłuchała słów wiążących się z melodią – rzekłem, a ta w odpowiedzi kiwnęła tylko łbem.
Melodyjnym mezzosopranem zaśpiewałem:
A gdy przyjdzie mój czas
Gdy pokryje mnie rdza
Usiądź przy mnie tuż tuż
Bym mógł z tobą być sam
Usiądź blisko o dłoń
Narwij słów jak żonkili
I opowiedz nasz film
Bym go przeżyć mógł znów
Mów o drodze we mgle
Kiedy wciągał mnie piach
Gdy nie miałem już sił
By się odbić od dna
Mów o chwili sprzed lat
Gdy podałaś mi łapę
I podniosłem swój cień
By przy twoim mógł stać
Wszystko ma swój czas
I przychodzi kres na kres
Gdybym kiedyś odszedł stąd
Nie obrażaj się na śmierć
Da da dam, da da dam, da da da da da dam...
A gdy przyjdzie mój czas
Gdy pokryje mnie rdza
Musisz wierzyć, że znów
Pobiegniemy nad staw
Czekaj na jakiś znak
Bądź cierpliwa jak papier
Ja wybłagam wśród chmur
Bym tu czasem mógł wpaść
Wszystko ma swój czas
I przychodzi kres na kres
Gdybym kiedyś odszedł stąd
Nie obrażaj się na śmierć
Wszystko ma swój czas
I przychodzi kres na kres
Gdybym kiedyś odszedł stąd
Nie obrażaj się na śmierć
Da da dam, da da dam, da da da da da dam...
<tekst: Perfect - Wszystko ma swój czas>
Bym mógł z tobą być sam
Usiądź blisko o dłoń
Narwij słów jak żonkili
I opowiedz nasz film
Bym go przeżyć mógł znów
Mów o drodze we mgle
Kiedy wciągał mnie piach
Gdy nie miałem już sił
By się odbić od dna
Mów o chwili sprzed lat
Gdy podałaś mi łapę
I podniosłem swój cień
By przy twoim mógł stać
Wszystko ma swój czas
I przychodzi kres na kres
Gdybym kiedyś odszedł stąd
Nie obrażaj się na śmierć
Da da dam, da da dam, da da da da da dam...
A gdy przyjdzie mój czas
Gdy pokryje mnie rdza
Musisz wierzyć, że znów
Pobiegniemy nad staw
Czekaj na jakiś znak
Bądź cierpliwa jak papier
Ja wybłagam wśród chmur
Bym tu czasem mógł wpaść
Wszystko ma swój czas
I przychodzi kres na kres
Gdybym kiedyś odszedł stąd
Nie obrażaj się na śmierć
Wszystko ma swój czas
I przychodzi kres na kres
Gdybym kiedyś odszedł stąd
Nie obrażaj się na śmierć
Da da dam, da da dam, da da da da da dam...
<tekst: Perfect - Wszystko ma swój czas>