Słyszałam, jak jej głos się załamuje. Nie widziałam wyrazu jej pyska przez zasłaniającą go maskę, jednak mogłabym przysiąc, że zaczynała zalewać się łzami. Riku podszedł do mojej łapy, dotykając jej małymi nóżkami. Spojrzał na mnie i usadowił mi się na karku. Chciałam poprosić go o radę, co powinnam odpowiedzieć, jednak on był tylko kameleonem, wyjątkowo przywiązanym do magicznej wilczycy. Niczym więcej — kameleonem.
– Gdziekolwiek jest, na pewno myśli o tobie – powiedziałam niepewnie, nie chcąc przyprawić wadery o jeszcze większą rozpacz.
Spojrzałam się tępo w liście. Ich kolor przypominał mi jej sierść.
– Kiedyś miałam siostrę... – zaczęłam cicho, nie odrywając wzroku od soczystej zieleni. – Miała na imię Hoodie. Była bardzo młoda, gdy to się stało – tym razem to mój głos się załamał, by powstrzymać łzy. – Lubiła udowadniać wszystkim, że jest warta więcej, niż myślą, aż któregoś dnia... – Pociągnęłam nosem. – ...zaatakowała smoka. Nikt nie ruszył jej na pomoc, nikt nie wiedział, gdzie jest. Kilka dni później znaleziono ją martwą. – Pojedyncza łza spłynęła po moim policzku. – Każdy z nas kogoś kiedyś stracił. Czasem przyczynia się do tego śmierć, czasem drogi się po prostu rozchodzą, ale nie liczy się to, czy ktoś siedzi obok nas. Bliskie osoby zawsze mamy w sercu.
Poczułam, jak dziwny, zimny powiew przebiega przez moje plecy. Miałam wrażenie, jakby dusza Hoodie próbowała mnie przytulić, jakby wciąż była obok mnie.
Tera?
Trochę gniot wyszedł, ale plan był dobry
Trochę gniot wyszedł, ale plan był dobry