10 listopada 2018

Od Harbingera cd. Ingreed [#4]

– Jesteś pewna, że chcesz słuchać o każdej waderze, która miała zastąpić ciebie, a i tak nie mogła, więc została porzucona z wielkimi nadziejami? – Mówiąc to, patrzyłem jej prosto w oczy. Nie czułem się winny, może nawet z małym zadowoleniem patrzyłem, jak na jej pysku pojawia się zdziwienie, któremu towarzyszył rumieniec. – Nigdy nie byłem święty, a po twojej śmierci przestałem się hamować. Mam ci wymienić ich imiona, czy mogę sobie darować? – Nie uzyskałem odpowiedzi. – Byłem świadkiem śmierci naszych obu synów, pomijając fakt, że jednego z nich zabiła Inveth. I...
– Nie kończ.
– Nie możesz mi przerywać w najważniejszym. Oszalałem, oficjalnie jestem wariatem Ingreed i wydaje mi się, że wszystko, co teraz się dzieje, nie jest prawdziwe.

***

Pamiętałem wszystko bardzo dokładnie. Trzeci raz siedziałem na małej, drewnianej tratwie z białą waderą, która wraz z każdym kolejnym spotkaniem była całkiem inna. Tym razem była moja, prawdziwa i na dziewięćdziesiąt procent żyła. Odepchnąłem prowizoryczną łódkę od brzegu i usiadłem przed In. Nie rozmawialiśmy, odkąd zapytała mnie o wszystko. Kiedy zaproponowałem rejs, po prostu kiwnęła głową. Westchnąłem i ciężko upadłem na drewnianą podłogę, tym samym zwracając na siebie uwagę mętnookiej.
– Boli cię coś? – zapytała z udawaną obojętnością.
– Nie, po prostu myślę.
– O czym?
– O tym, że w takich okolicznościach wyznałem ci miłość – zawiesiłem swój wzrok nad jej głową, na linii kołyszących się brzóz. Drzewa były młode i giętkie, wyglądały, jakby miały się za chwilę złamać. Tańczyły tak, jak rozkazał im wiatr.
– Pamiętam.
– To dobrze, bo mam zamiar zrobić to jeszcze raz.
Po tych słowach wskoczyłem do wody. Popłynąłem na dno, zabierając z niego, coś, co leżało na nim już zbyt długo, a właścicielka tej rzeczy właśnie wróciła. Chwyciłem w zęby kryształową tiarę, przypominając sobie w tym samym czasie o Kesame. Serce przeszył nagły ból, ale zniknął szybko. Zdecydowanie zbyt szybko. Wynurzyłem się z wody i z powrotem wskoczyłem na tratwę. Kładka z powodu nagłego przypływu masy przechyliła się, a Ingreed, która siedziała na drugim brzegu, straciła równowagę i wpadła prosto na mnie.
– Uważaj – szepnąłem wprost do jej ucha. Pozwoliłem sobie na chwilę słabości i po prostu wsłuchiwałem się w jej oddech, który był lekko przyśpieszony. Trwaliśmy tak przez kilka dobrych minut. Czułem jej spojrzenie na sobie. Kolejny raz poznawała moje ciało kawałek po kawałku. Mógłbym robić to samo, ale pamiętam wszystko zbyt dobrze. Zamknąłem oczy, gdy jej zęby zetknęły się ze srebrnymi kolczykami.
– Mam coś dla ciebie – przerwałem ciszę. – Od zawsze tylko ty byłaś moją królową. Po twojej śmierci należała do Inveth, ale tylko ty na nią zasługujesz.
In wiedziała, o czym mówiłem, zniżyła głowę, abym mógł założyć jej tiarę.
– Wyglądasz ślicznie, nic się nie zmieniłaś.
– Pokażesz mi okolicę i zaprowadzisz do Inveth? Proszę.
Byłbym głupcem, gdybym odmówił. Aktualne tereny watahy nie były tak rozległe, jak kiedyś, więc zaprowadziłem ją do centrum. Zaczęło się. Baczne spojrzenia obcych wilków, pomruki w tłumie, westchnienia. Przyszedł wyrzutek i co najgorsze był w dobrej kondycji, a towarzyszyła mu legendarna córka pierwszej Alfy. Czego chcieć więcej? Przeżyłem Taravię, Kesame, prawdopodobnie przeżyję Airova i innych przyszłych władców. Przeżyję ich sam. Nie patrzyłem, gdzie idę, podążałem śladami In, aż nagle się zatrzymała. Uniosłem łeb i zauważyłem Inveth. Smoła szła obok Artemisa, ale podobnie, jak my, zatrzymała się. Stanąłem obok Ingreed, lekko się jeżąc i wtedy to się stało. Inveth zaczęła płakać. Skomliła, jak małe szczenię. Wbiegła w tłum wilków, usiłując się do nas przedostać. W końcu jej się udało, padła prosto przed naszymi łapami.

Ingreed? Specyficznie mi wyszło.

Większość obrazków i zdjęć umieszczonych na blogu nie jest naszego autorstwa.

Proszę o nie kopiowanie treści z bloga w celach własnych bez wiedzy administratorki.

Szablon wykonała Fragonia dla bloga
Sisters of The Template