15 maja 2018

Oleander cd. Taiyō

Stop. Czas się zatrzymał, a ona patrzyła się na mnie. Była świadoma tego, co się działo. Jednak nie miałem czasu na rozmyślanie, pokręciłem głową i wróciłem do walki. Pokonaliśmy przeciwnika, zapadał zmrok, więc powoli rozchodziliśmy się do kryjówek. Mimo wszystko walka nocą nie była bezpieczna. Leniwym krokiem ruszyłem do lodowej twierdzy. W takich momentach żałowałem, że nie potrafiłem bawić się ogniem. Na drżących łapach przemierzałem centrum, gdy nagle moją uwagę przykuło światło. W mojej głowie po raz kolejny pojawiły się oczy. Z czystej ciekawości podszedłem do okna starej budowli. Była tam. Po chwili zastanowienia postanowiłem wejść. Uchyliłem ciężkie, stare, drewniane drzwi i wślizgnąłem się do środka.
- Witaj. Jestem Oleander - przedstawiłem się. - Chyba powinniśmy sobie coś wyjaśnić.
Wadera spojrzała na mnie zaciekawiona, nastawiła uszy.
- Chyba tak. Jestem Taiyō Dihibatan. Pomogłam ci w zimowej twierdzy. Mieszkasz tam?
- Tak, dziękuję.
Między nami zapanowała cisza, nie wiedziałem co powiedzieć.
- Pójdę już, bardzo dziękuję za pomoc. Miło było cię poznać.
- Nie ma za co, ciebie również... Wracasz w góry?
- Tak, tylko chłód trzyma mnie przy życiu - powiedziałem te słowa lodowatym tonem z nutą fałszu. Sam nie wierzyłem w to, co robię. Skłoniłem się nisko i poszedłem do domu.

***

Zasnąłem o świcie. Całą noc oglądałem sny mieszkańców watahy. Były różne, krótkie, długie, koszmary, lub przedstawiające szczęście. Następnie poszedłem do holu i stworzyłem lodową rzeźbę, przedstawiającą krzak oleandra. Nie potrafiłem usiedzieć w miejscu, musiałem porządnie zmęczyć organizm.

Nowy dzień, a raczej popołudnie rozpocząłem od zapoznania się z sytuacją na froncie, nie było zbyt kolorowo. Z westchnieniem odłożyłem raport na stół i poszedłem do biblioteki, gdzie miało odbyć się zebranie. W sali było jeszcze pusto, zająłem miejsce na końcu, abym mógł wszystkich obserwować. W końcu do środka wkroczyła Kesame. Zaczęła przygotowywać się na podium, niedługo potem dołączyła Beta, rodzina Alf, lecz bez Taravii i pozostali członkowie watahy. Kiedy wszyscy się zebrali, Ayame zaczęła mówić. W międzyczasie obok mnie pojawiła się Tai. Miała dobry humor, możliwe, że przejęła go od przywódczyni, która tego dnia wyjątkowo promieniała. W połowie spotkania do biblioteki wpadł Harbinger. Basior ociekał krwią, miał liczne rany na ciele w tym też poparzenia. Szybkim krokiem podszedł do Kesame. Zapadło milczenie, przez co licznie zgromadzeni goście mogli usłyszeć tajemniczą rozmowę, a przynajmniej jej urywki.
-... moja matka?
- Żyje...to nie jest ważne... Tak.
-...zostali... Bogom dzięki... uważaj.
Samiec odszedł, pozostawiając po sobie intensywny zapach krwi. Albo Taiyō czytała mi w myślach, albo miała po prostu podobny sposób dedukcji. Odezwaliśmy się w tym samym czasie:
- Jak myślisz, czy coś przed nami ukrywają?
- Jestem pewny, że tak - powiedziałem z powagą. - Ale może nie powinniśmy się w to mieszać?
- To nasza rodzina, musimy ją ratować. Postaram się później porozmawiać z Kesame, ale obawiam się, że jest już za późno.
- Jak to? - zapytałem.
- Wojna się skończyła.

Tai? Mało relacji, więcej historii, ale myślę, że może wyjść z tego coś fajnego. :")

Większość obrazków i zdjęć umieszczonych na blogu nie jest naszego autorstwa.

Proszę o nie kopiowanie treści z bloga w celach własnych bez wiedzy administratorki.

Szablon wykonała Fragonia dla bloga
Sisters of The Template