Stałem po środku wielkiego, piaszczystego wąwozu wpatrując się w coś co przed chwilą dosłownie zaparło mi dech w piersiach. Na końcu drogi, znajdowała się polana. Duża, dosyć rozległa. W oczy rzucił się charakterystyczny turkusowy strumień przepływający obok. Pogoda dopisywała. Było tu dosyć ciepło, gdyby nie fakt że to sprawka czarnej magii mógłbym tu zostać i nie wracać do tej cholernej rzeczywistości. Jednak nie to przyciągnęło moją uwagę. Na niemałej skale siedział wielki, okazały smok. Oczywiście, tak ogromną bestię widzę pierwszy raz w moim życiu. Nigdy wcześniej nie widziałem czegoś tak wielkiego, przytrafiały mi się przygody ze smokami gdy byłem młodszy jednak TO wywarło na mnie wrażenie. Tuż przed nim na małej łące, stały dwa małe szczeniaki. Poczułem jak moje serce zaczyna walić coraz szybciej. W jednym z tych szczeniąt, dostrzegłem coś bardzo mi bliskiego. Te oczy, te futro. To mogła być tylko ona. Patrzyłem na całe zajście z niedowierzaniem. Nie mogłem zrobić nic. Czułem się jak jakiś słup. Stałem bezczynnie wpatrując się w dwie, małe kulki. Nagle poczułem jak coś ciągnie mnie w swoją stronę. Oczywiście była to moja żona która przeszyła mnie zdenerwowanym i lekko wystraszonym spojrzeniem po czym kazała mi się schylić. Spojrzałem na nią marszcząc czoło.
- To...Tam.. - nie mogłem dojść do słowa.
- Tak, to ja i Serafina. - burknęła. Widziałem, że się boi. Wyczułem jej słabość, co bardziej nakręciło mnie do działania. Wziąłem głęboki wdech, po czym złapałem ją pewnie za barki.
- To coś co nas tu wysłało, zdecydowanie z nami pogrywa. Nie możemy się dać tak łatwo podejść. - powiedziałem całując ją lekko w czoło.
- Co mamy zrobić? Nawet nie wiem o co tu chodzi. - powiedziała opierając się czołem o moją pierś.
- Za chwilę do tego dojdziemy. - uśmiechnąłem się nonszalancko i wyszedłem zza kamienia. Wszystkie smoki które chwilę temu latały nad naszymi głowami siedziały tam - w kole otaczając moją żonę i jej siostrę. Przełknąłem ślinę i ruszyłem w ich stronę. Taravia zrobiła to samo, chodź doskonale wiedziała że nie powinniśmy tego robić. W pewnym momencie udało mi się usłyszeć ich rozmowy. Nie znam smoczego języka, więc musiałem poprosić Taravię. Wadera prześlizgnęła się pode mną i kucnęła za drugim kamieniem. Zaczęła ich podsłuchiwać, lecz po chwili spojrzała na mnie.
- Nie muszę ich podsłuchiwać. Wiem o czym rozmawiają. Przecież tam byłam. - powiedziała i spojrzała niepewnie w ich stronę. Za chwilę przydzielą nam opiekunów. Widziałem w jej spojrzeniu lekki strach. Stała dosłownie tak samo spięta, jak tamta mała Taravia - otoczona zgrają wielkich bestii. Przez chwilę widać było moją głowę na tyle dobrze, że jeden ze smoków zainteresował się mną. Taravia spojrzała na mnie i cofnęła się w tył. Widziałem że każe zrobić mi to samo, ale ja nie mogłem jej posłuchać. Chciałem sprawdzić czy mogę go zabić. Wadera pierwsza ujrzała jego ciemne łuski, oraz długie i ostre zęby. Pełzł, szukając mnie wzrokiem. W pewnym momencie ominął mój kamień, widocznie nie zapamiętał tego miejsca i ruszył dalej. Gdy tylko zobaczyłem koniec jego szyi z boku wyciągnąłem miecz i wziąłem zamach. Miałem zamiar odciąć mu ten łeb, jednak usłyszałem krzyk.
- Nie rób tego! - wrzasnęła wystraszona Taravia. Zmarszczyłem czoło i spojrzałem na nią, po czym na smoka. Na chwilę czas jakby stanął w miejscu, dając mi chwilę na zastanowienie się - co robić dalej? To przecież czarna magia idioto, to nie może być tak ciężkie. Ponownie spojrzałem na żonę.
- On nie jest prawdziwy. - powiedziałem, całkiem pewien siebie, po czym miecz runął w dół przecinając szyję bestii. Jego łeb upadł z charakterystycznym dźwiękiem na ziemię, a pseudo-krew trysnęła w moją stronę. Nagle, świat zaczął się rozpadać. Przeskoczyłem nad ciałem bestii i przytuliłem Taravię do siebie, gotów na następne gówno, jakie nam czarna magia przygotuje.
Taravia?