Analizowałem otoczenie i choć wydawałoby się, że jestem całkowicie obojętny na świat, uważnie nasłuchiwałem wszelkich leśnych odgłosów i przy każdym podejrzanym szmerze na ułamek sekundy napinałem wszystkie mięśnie. Noc teraz mną rządziła, a ja pozwalałem jej na to. Wciągnąłem mroźne powietrze i rozkoszowałem się uczuciem świeżości, kiedy wypełniało każdy zakamarek moich płuc. Znów lekko się przeciągnąłem, po czym kłapnąłem zębami i z nonszalanckim uśmiechem mijałem kolejne drzewa, wciąż nasłuchując.
Warknąłem cicho i zatrzymałem się, kiedy przez nieuwagę wdepnąłem łapą w brunatną kałużę. Blizna ściemniała, rozmyła się, ale to jedynie przez brudną, falującą wodę i wiedziałem, że zaraz znów odzyska swój kształt. Z pełnym wyrzutów milczeniem podniosłem wzrok i ruszyłem dalej, jeszcze przez chwilę zostawiając za sobą mokre ślady.
Jej obecność wyczuwałem już od jakiegoś czasu, jednak nic z tym nie zrobiłem. Wciąż szedłem przed siebie, nieuchronnie się do niej zbliżając, coraz wyraźniej czując jej zapach. Była sama, w pełni sił, sunęła przed siebie powoli, lecz pewnie. Przystanęła, jej ucho drgnęło, kiedy suche, jesienne liście zaszeleściły pod moim ciężarem.
- Kim jesteś? - zapytała, odwracając łeb.
Uśmiechnąłem się i wręcz przesadnie ukłoniłem, nie spuszczając wzroku z jej czujnych oczu.
- Symonides, miło mi panią poznać.
Jakaś chętna wadera? c: