Prosto przed mokrym upadkiem zdążyłem użyć teleportacji, wskutek czego wylądowałem w zupełnie innym miejscu, którym okazała się twarda, sucha ziemia. Musiałem rozmasować swoje tyły, gdyż faktycznie, wylądowałem na skale.
Podczas gdy ja siedziałem spokojnie na trawie, Terra nawoływała mnie i nurkowała, szukając wszędzie, gdzie popadnie. Nie mogłem przestać się chichrać, w wodzie wyglądała jak naburmuszony, zmokły pudel. To widowisko należało do jednych z moich najulubieńszych, zdecydowanie!
W końcu wadera odpuściła sobie poszukiwania i wyszła na brzeg, przez co zdarzyło mi się parsknąć głośniej, niż dotąd. Wilczyca zareagowała bardzo szybko, zwróciła głowę w moją stronę i nie zrobiła nic innego, jak mimowolnie uchyliła pyszczek ze zdziwienia.
− Ale.. jak? − Stała jak słup z otwartym pyskiem. Wyglądała na nieźle zszokowaną.
− Czasem przydają się niektóre umiejętności. − Mój uśmiech z każdym słowem się powiększał. − Swoją drogą, śmiesznie to wyglądało, jak mnie szukałaś w tej wodzie − zaśmiałem się, a Terra zrobiła minę, jakby miała mi coś zaraz zrobić.
− Głupek... − burknęła i usiadła na trawie, pozwalając grzejącemu słońcu wysuszyć jej przemoknięte wilgocią futro.
W pewnym momencie ogarnęło mnie dobrze znane mi uczucie. Było gorsze od przemęczenia, gorsze od czegokolwiek, ale było też moim przyjacielem. Ach, lenistwo, jak ja za tobą tęskniłem. Rozpłaszczyłem się na trawie, leżąc na niej plecami. Przed sobą miałem pędzące przed siebie chmurki. Nie chciało mi się kompletnie nic, nawet kiwnąć palcem u łapy. Przymknąłem oczy, a w moim pysku znalazło się soczyste źdźbło trawy, które zacząłem mielić w ustach, jednocześnie zostawiając je w całości. Pierwszy raz, odkąd przestaliśmy biec, trzepnąłem dredy sprzed oczu. Od razu świat stał się wyraźniejszy, niż patrząc na niego zza grubych kłaków.
− Będziesz teraz płaszczył swoje cztery litery na trawce? − zapytała, a ja kiwnąłem głową. − Ojej, to musiało cię strasznie przemęczyć, podczas gdy JA musiałam za tobą pływać pół godziny... − dodała przesłodzonym, niby zmartwionym głosem, na który moja klatka piersiowa zaczęła wibrować pod wpływem śmiechu.
− Nawet nie wiesz, jaka teleportacja jest męcząca! Chyba to na dzisiaj koniec moich obowiązków... − jęknąłem rozpaczliwie, kładąc łapę na czole.
− Och, biedny Luluś − sapnęła, a na słowo, jakim mnie określiła, gwałtownie się podniosłem, zgrzytając zębami.
− Coś ty powiedziała?
Terro? Przepraszam, że tyle czekania... :<