- Sprawdź ją! - szepnąłem rozkazująco, delikatnie kładąc waderę na łóżku polowym. Medyk szybko podbiegł do bezwładnego ciała, przykładając stetoskop do jej klatki piersiowej.
- Nic nie słyszę... - odparł, patrząc na mnie smutno. Tak, teoretycznie... Medyk już dawno powinien zauważyć, że Shante jest duchem.
- Jak chcesz sprawdzić bicie jej serca, skoro jest duchem? - wrzasnąłem na niego, wpatrując się w niego zabójczym wzrokiem. Basior wydawał się niezwykle zakłopotany. Prawdopodobnie przypomniał sobie techniki sprawdzania życia u duchów, bo z prędkością Bolta chwycił jakiś nieznany mi dotąd przyrząd i przyłożył go do klatki piersiowej Shante. Podczas pomiaru przysiadłem obok łóżka, obejmując łapę wadery i zniżając pysk.
- Słyszę szmery serca, żyje - odparł poważnie, spokojnie odstawiając przyrząd na swoje miejsce. Na moim pysku zawitał znikomy uśmiech. Podniosłem jej łapę na wysokość mojej głowy, obdarzając ją pocałunkiem.
- Musi zostać na kontrolę - szepnął lekarz, wypisując coś na pergaminie. Przybliżyłem się do łóżka, tak, by w miarę było mi wygodnie. Lekarz zerknął na pacjentkę ukradkiem i wyszedł z pokoju.
PO PARU GODZINACH
Poczułem bardzo delikatny ruch, poprzedzony cichymi pomrukami. Mozolnie otworzyłem oczy, przecierając je wolną łapą. Chyba zdążyło mi się przysnąć. Nie wiem, ile tutaj siedzieliśmy, ale chyba dość długo. Poczułem mocny ścisk na swojej łapie. Nagle Shante szybko podniosła się z łóżka, a w jej oczach widać było przerażenie.- Gdzie ja...?! - krzyknęła. Szybko wstałem, odskakując od łóżka i usiadłem naprzeciwko wadery.
- Spokojnie - obdarzyłem ją uśmiechem i chwyciłem obydwie jej łapy. Shante bardzo szybko oddychała, a sam jej oddech był płytki. Kiedy zerknęła w moje oczy, jej serce zaczęło się uspokajać.
- Jesteś u medyka, o ile sobie nie poszedł - mruknąłem, przesuwając się w stronę samicy.
Shante? :D