- To chyba się nie uda...- westchnęłam ciężko. Czułam jakiś ogromny ciężar, który leżał mi na sercu. Na sercu albo na wątrobie, umówmy się nie miałam głowy aby myśleć, który z moich organów teraz cierpi. Miałam wrażenie jakbym była obserwowana. Co chwile odwracałam się nerwowo, czy aby na pewno nikogo tu nie było? I robiłam kilka kroków w drugą stronę. Zdegustowana, chwyciłam za kolejną książkę. Książka, a w zasadzie notatnik, nie była gruba, ale za to pięknie wykaligrafowana. Pomimo tego, ze była w prawie idealnym stanie, pachniało od niej starością i wydawała się być w tym budynku zanim ktokolwiek jeszcze pomyślał, iż na tym terenie powstanie wataha smoczego ostrza. Otworzyłam prowizoryczny spis treści. Rozdziały nazywały się mniej więcej tak:
1. Gdzie byłem?
2. Co przeżyłem?
3. Dla kogo pracowałem?
4. Co robiłem?
5. Kim on był?
6. Jak się uwolniłem?
- Szybko przewinęłam kartki aż do rozdziału piątego, żeby zobaczyć, czy autor opisuje tę samą bestię, którą widziałam wtedy w podziemiach.
Czyżby to było właśnie to?! Nie mogłam uwierzyć swoim oczom. Tak, tak, tak! Autor opisywał dokładnie to co nas nękało! Do tego naszkicowany był obraz potwora-identyczny do moich wspomnień!
- Ale nie mam czasu czytać całości-pomyślałam- przewinęłam do rozdziału szóstego.
„ROZDZIAŁ SZÓSTY
(..) I tak Herizemnate wypuszczał swoich niewolników w świat. Zapewne zastanawiacie się, jak ja wyszedłem z tego cało? (...) Elfy czasu, słudzy Prze-matki Cię znajdą. Nawet nie zdążysz o tym pomyśleć, a już do nich trafisz. One po prostu czują, że tracisz życie, w nierównej walce. W moim przypadku (...) Jak tylko spotkałem Pradawną Matkę Życia, Panią Niebios Błękitnych Najpiękniejszą (...)”
Czytając notatnik, oparłam się o regał, przez co niechcący przewróciłam kilka tomów „runów we wszechświecie”. Książki spadły na ziemie z głośnym hukiem.
- Jasna cholera! - krzyknęłam poirytowana. Ale co to?? Odsunęłam resztę książek znajdujących się na tej półce.
Przetarłam oczy ze zdziwienia. Półka nie miała dna. Znajdowało tam się drzwiczki, niby to portal, a może po prostu przejście do jakiegoś miejsca. Czyli autor książki miał rację!
- Dlatego nigdy nie chodzę do biblioteki!- powiedziałam sama do siebie. Głos lekko mi się łamał. Chwyciłam notatnik, bo stwierdziłam, iż może mi się jeszcze przydać i poczułam potrzebę ucieczki. Nie wiedziałam czemu. Nikogo przecież za mną nie było, a jednak miałam wrażenie jakby zaraz mogło się stać coś strasznego.
- Naprawdę nie wierze co ja właśnie odwalam- burknęłam wspinając się na regał - ale jeżeli to może pomóc? - wcisnęłam się pomiędzy półki (całe szczęście jestem raczej drobnej postury) i otworzyłam drzwiczki wchodząc do środka. Poczułam czyiś oddech na plecach, dlatego szybko zamknęłam za sobą wrota.
Hiro? Starałam się, żeby przypadkiem nie było za prosto ;))