- Żaden z nich nie ma skrzydeł - szepnąłem gardłowym głosem, zniżając przy tym lekko łeb. Nie spuszczałem wzroku w wrogów. - Bierz młodego i uciekaj, wątpię, aby mogli cię dogonić.
Zmarszczyła brwi i przygarnęła łapą szczeniaka, chowając go pod sobą.
- Dobrze wiesz, że cię nie zostawię. Nie mogę...
- A co to za pogaduszki? - przerwał jeden, uśmiechając się półgębkiem. Kąciki moich ust także powędrowały w górę. Starałem się grać na czas.
- Zwykła sprzeczka - machnąłem łapą.
Cztery czerwonookie pionki i jeden przywódca, prawdopodobnie ślepy na jedno oko. Wszyscy umięśnieni, co wskazuje na sporą siłę, ale też i wytrzymałość. Wyglądają na wprawionych w walkę, do tego są pewni siebie. Przewaga liczebna, dodatkowo u nas jest jeden szczeniak, którego trzeba chronić.
Skrzywiłem się nieznacznie, co nie uszło uwadze ślepemu. I dobrze.
- Nie mamy szans - westchnąłem. - Przecież my nawet nie umiemy walczyć, An.
Jej zaskoczone spojrzenie świdrowało mnie na wylot. Nie patrzyłem w jej stronę, jedynie zniżyłem lekko łeb.
- Poddajemy się - wydukałem, drżąc na całym ciele. Niemal czułem zaskoczenie Antilii, wymieszane z pogardą i wyrzutami. Po chwili jednak jej rysy złagodniały, zapewne zrozumiała. Wtuliła nos w syna i z pokorą słuchała ślepego.
- Jesteś słaby - zaśmiał się. Nie patrzyłem mu w oczy. Skuliłem się w sobie i jedynie pilnowałem, aby żaden z wilków nie rzucił się na nas. - Idziecie za nami.
Zwrócili uwagę na to, jak się trząsłem, jak unikałem kontaktu wzrokowego. Podskakiwałem nieznacznie na każdy gwałtowniejszy ruch i widzieli, że się boję. Kiedy w moich oczach zalśniły drobne łzy, ślepy zaśmiał się i dał znać tamtym, że nie muszą mnie aż tak pilnować.
- Patrzcie, jak się boi - zakpił.
Szedłem na końcu, z jednym czarnym u boku. Antilia wciąż miała przy sobie szczeniaka, co dawało nam większe szanse - nie wezmą go tak łatwo za zakładnika.
Niestety nie wiedziałem, jak walczy. To znacznie ułatwiłoby ucieczkę.
Zaczęli rozmawiać, wciąż obserwowałem ruchy każdego z nich. Przestałem drżeć. Niezauważalnie kopnąłem kamyk w stronę napotkanego krzaka, przez co wzrok wszystkich skierował się właśnie tam. Szybkim, przemyślanym ruchem uderzyłem najbliższego wilka w kark, celując tak, by szybko stracił przytomność. Przywódca wbił we mnie wzrok, jednak nie ruszył się - dał działać pionkom. Antilia zasłoniła Ayoko skrzydłem, stworzony przez nią z wody wilk unieruchomił kolejnego przeciwnika.
Dwóch już niesprawnych. Zadziałał element zaskoczenia.
Mocno oberwałem, potoczyłem się do tyłu. Kiedy wstałem, zupełnie zamroczony, był już obok mnie ten trzeci, wlepiając we mnie czerwone spojrzenie. Cios w brzuch, splunąłem krwią i upadłem. Schylił się, żeby wbić mi kły w szyję, lecz już chwilę potem leżał obok, wijąc się w konwulsjach. Wyciągnąłem spomiędzy jego futra długopis, teraz do połowy upaprany krwią.
- Trucizna? - wybełkotał ślepy. Otworzyłem szeroko oczy, widząc go zaraz obok siebie. Odskoczyłem, ale było już za późno; kawałek zardzewiałego ostrza wbił się w moją przednią łapę, kompletnie ją unieruchamiając. Kątem oka zarejestrowałem upadającego i poturbowanego Ayoko.
Oparłem się bokiem o drzewo, ze zdziwieniem zauważając, że całą lewą stronę pyska mam we krwi. Zacząłem się śmiać.
- Nie za wesoło ci? - warknął, podchodząc bliżej. Ostatkiem sił odskoczyłem, unikając ciosu w drugą łapę. Kolejny cios, tym razem w pysk, z łatwością mnie dosięgnął. Zatoczyłem się i upadłem, a ten uniemożliwił mi ucieczkę. Wciąż nie mogłem ruszać łapą i nie wiedziałem, czy w ogóle będę mógł nią ruszać.
Krew zalała mi lewe oko i widziałem coraz niewyraźniej. Po kolejnym ciosie zamknąłem oczy, upewniając się, że Antilia poradziła sobie z ostatnim z pionków.
- On ci już raczej nie pomoże - usłyszałem głos ślepego. Po krokach wywnioskowałem, że idzie w jej kierunku, nierówno stawia łapy.
Nie chciałem jej martwić, ale nie miałem innego wyjścia. Otworzyłem oczy, powieka Antilii lekko drgnęła, lecz ślepy niczego nie zauważył. Dałem jej znak, aby go zaatakowała, a ona bez zastanowienia zrobiła to, co dało mi sporą szansę. Wstałem i, wlokąc jedną łapę za sobą, doskoczyłem do niego z lewej strony, tak, abym nie znalazł się w jego polu widzenia. Zanim obrócił się, żeby się zasłonić, zatopiłem kły w jego szyi.
- Brak zagrożenia - wychrypiała i uśmiechnęła się lekko.
Spojrzałem na dwa unieszkodliwione przez nią pionki.
- Jesteś niesamowita - również się uśmiechnąłem. - Wszystko w porządku? Co z młodym?
Antilia? Nie wiem, czy wyszło, ale chyba nie jest jakoś bardzo źle :D Przepraszam, że musiałaś czekać ;-;