Przymknęłam oczy i podeszłam do niej, nie odzywając się. Nacisk jej czerwonych oczu sprawił, że chciałam się skulić, lecz jedynie wyprostowałam się i odchrząknęłam.
- Nie jesteś jeszcze alfą - mruknęła, kpiąc - nie musisz się tak napuszać.
- Nie odstąpię ci tego stanowiska - twardy ton mojego głosu zdziwił nawet mnie samą.
- Nie proszę o to - uśmiechnęła się toksycznie.
Przymknęłam oczy i odeszłam, czując jej narastającą nienawiść.
- Dasz sobie radę?
- A bo ja wiem? - mruknęłam, uderzając łapą w kałużę i mącąc wodę.
Nicolay uśmiechnął się ciepło. Leżeliśmy na polanie, bok w bok.
- Chyba nie masz wyjścia - zaśmiał się, na co i ja zareagowałam śmiechem.
- W razie czego mam was.
Poklepał mnie łapą po głowie, ja znów się zaśmiałam.
Rozmawialiśmy jeszcze chwilę i pewnie rozmawialibyśmy dłużej, gdyby nie cień, który ułoży się przede mną w niewielki napis "niewiele czasu". Skrzywiłam się i spojrzałam na brata.
- Ech, jakby nie mogła sama przyjść i nam tego powiedzieć - mruknął, przeciągając się. - Albo chociaż kogoś wysłać...
- Za dużo bawi się czarną magią - stwierdziłam i wstałam, niechętnie odrywając się od ciepłego futra Nicolay'a. - Musimy iść. Już czas.
Zaśmiał się, także wstał i szturchnął mnie lekko. Wystawiłam język i udawałam poirytowaną, ale w głębi serca byłam wdzięczna, że zachowuje się tak normalnie.
- Wiesz co? Brzmisz, jakbyś była z tego cholernie niezadowolona.
- A z czego mam się cieszyć? - prychnęłam. - Siostra mnie nienawidzi, a ja będę odpowiedzialna za każdego wilka z tej watahy. No i jeszcze masa roboty...
Machnął na to łapą i ruchem głowy rzucił wyzwanie do wyścigu. Chwilę potem gnaliśmy przed siebie, starając się po prostu nie uderzyć w drzewo.
- Wszystko będzie dobrze - przejechała łapą po mojej głowie, uklepała tę niesforną, odstającą kępkę futra, przez co poczułam się jak za szczeniaka. Oczyma wyobraźni zobaczyłam małą siebie skaczącą obok mamy i proszącą o możliwość pobawienia się w tej jakże zachęcająco wyglądającej kałuży. Ta myśl dziwnie dodała mi otuchy i po prostu uśmiechnęłam się do niej. Wyglądała starzej, była już zmęczona tym wszystkim. Zasłużyła na emeryturę.
- Wiem, mamo. Idziemy? - skinęła łbem, a ja jeszcze na chwilę wtuliłam się w nią, zapewne mierzwiąc to cholerne futro.
Wyszłyśmy na wzniesienie tworzące główny plac w Centrum Watahy Smoczego Ostrza. Napajałam się widokiem wszystkich zebranych wilków, czyli prawie całej watahy. Taty i Loedii nie widziałam.
Później wszystko działo się jak we śnie - tak, jakbym była tylko obserwatorką i na nic nie miałabym wpływu. Zastanawiałam się nawet, czy to nie Ingreed płata mi figle, ale jakoś mnie to nie przekonało.
- Tak, przysięgam - zakończyłam swoją mowę tymi słowami, zapewne jedynymi, które wypowiedziałam w pełni świadomie. Ukłoniłam się, mama symbolicznie pasowała mnie na alfę, przykładając do mojego czoła Smocze Ostrze. Było piękne, ale większe wrażenie wywarło na mnie, kiedy byłam szczeniakiem. Później przeszłam udekorowaną drogą i odłożyłam je na specjalnie przygotowany, rzeźbiony posąg.
Po ceremonii wszyscy mi gratulowali - to też pamiętam jak przez mgłę.
- Jesteś alfą, Kesame - objęła mnie, a ja zachwiałam się, teraz zastanawiając się nad zawartością tej wody, którą podał mi rano Nicolay. Może zawierała coś odurzającego? - To zmęczenie. Musisz odpocząć, jutro ciężki dzień.
Uśmiechnęłam się ciepło.
- Cieszę się, że cię mam, mamo.
Odwzajemniła uśmiech i wyszła, zostawiając mnie samą w ciemności. Chyba płakała, ale to pewnie z dumy.
Położyłam się w kącie swojej małej jaskini, którą jutro zamienię na o wiele większą. Łapą otarłam oczy, upewniając się, że nie śnię. Zresztą... Jaki to ma teraz sens?
Zostałam alfą. Dumnie to brzmi.
Nienawidzi mnie siostra.
To smutne.