- To było... dość dawno. - pociągnęłam nosem - Miał na imię Uro i był członkiem tej watahy. Nieoficjalne... był przekonany, że jest ptakiem. Zamieszkiwał gniazdo w magicznym lesie, o którego istnieniu wiedziałam jedynie ja. Codziennie przychodziłam do niego, próbując uświadomić mu, kim naprawdę jest. Nie potrafię wyjaśnić, dlaczego tak mi zależało. - poczułam, jak do oczu napływają mi łzy - Może byłam zakochana, może głupia... Nie potrafiłam znieść sposobu, w jaki na mnie patrzył. Uznawał mnie za wroga, za kogoś, kogo nienawidzi całym sercem. Którejś nocy, obudziła mnie burza. Pamiętam to, jakby było zaledwie wczoraj... pioruny uderzały dookoła, co chwilę było słychać trzask łamanych gałęzi. Wybiegłam na deszcz, udając się w stronę gniazda Uro. Targał mną wiatr, sierść przemokła całkowicie... ale ja nie zawróciłam. Musiałam upewnić się, że z nim wszystko w porządku. Jednak gdy dotarłam na miejsce... - zacięłam się na chwilę i lekko przygryzłam dolną wargę - Ale jego już nie było... Zastałam tylko lekko tlący się pień drzewa.
Odwróciłam się w stronę psychologa i spojrzałam mu w oczy. Jego oblicze było lekko zamazane, przez łzy gromadzące się w moich oczach.
- Gdyby udało mi się uświadomić mu jego prawdziwą naturę, żyłby dalej. Ale mi się nie udało. A gdy uświadomiłam sobie, że to moja wina... uciekłam z terenów watahy, nie mówiąc o tym nikomu. Kilka dni później zaczęłam mieć koszmary. Potem doszły jeszcze halucynacje. I tak przez dwa lata, bez chwili przerwy. Myślałam, że jeśli tu wrócę... że będę w stanie coś zmienić, ale to wszystko tylko się nasiliło. Pomóż mi, proszę. - ostatnie zdanie wypowiedziałam bardzo cicho. Właściwie nie wiedziałam, czy basior je usłyszał.
- Jesteś pewna, że to nie działalność paranormalna? - zapytał niepewnie.
Zaprzeczyłam tylko głową, nie otwierając pyszczka.
- A to? - wskazał na ranę na moim policzku.
- Jestem wilkiem. Gdy byłam mała, zdarzało mi się tworzyć przez sen różne przedmioty. Raz, kiedy śniło mi się, że złamałam nogę uciekając przed smokiem, po obudzeniu bez wątpliwości stwierdziłam, że kość w mojej łapie jest złamana dokładnie w tym samym miejscu, co w śnie.
Zauważyłam dziwne zmieszanie na twarzy Hiyacinth'a.
- Więc twierdzisz, że sama stworzyłaś tą ranę, przez sen, tak?
Przytaknęłam głową.
Hiyacinth?