– Aż taka szczęśliwa? – usłyszałam za sobą głos, na który od razu mój pyszczek sam z siebie się uśmiechał. W mig odwróciłam się z pomocą skoku i rzuciłam Liffowi w ramiona, dziękując Bozi za to, że nic mu nie było.
– Nie ratowałam cię po to, abyś mi tu umierał! – usadowiłam się na ziemi z łapami na jego barkach, patrząc na niego z gniewną miną.
– Jasne, no tak... – uśmiech nie schodził z jego pyska, a ja przez nadmiar emocji, zaczęłam się gotować w środku.
– Chcesz wejść do mnie? Napić się i porozmawiać o jakichś bzdetach? — spytał, a ja miałam ochotę wziąć kamień, który leży po mojej prawej stronie, w którym mieszka Gienio — gąsienica i mój kompan — i rypnąć tym głazem mu w łeb.
– Jaja sobie robisz? – spojrzałam na niego takim wzrokiem, że ten pod jego wpływem zaczął się chichrać. – No co się śmiejesz? Straszysz mnie na śmierć, a potem proponujesz kawę i ciasteczko. Och, Bogowie, trzymajcie mnie! – jęknęłam z dezaprobatą, zwracając głowę ku górze.
– No... Tak. Dokładnie – rzekł, a ja zerknęłam na niego, jak na idiotę. – No co? Na herbatkę się nie skusisz? – spojrzał na mnie swoim spojrzeniem, któremu nie mogłam ulec. Wysunęłam dolną wargę, położyłam po sobie uszy i zaczęłam nerwowo tupać tylną łapą.
– Ugh... No dobra! Pierwszy i ostatni raz.
– Nie ostatni.
– Ostatni!
– Dobrze wiesz, że nie.
– A właśnie, że tak!
– Gry, nie przejadasz mnie.
– I co z tego!
– To, że jesteśmy w połowie drogi... – zaczął się głośno śmiać, a ja dopiero teraz zauważyłam, że faktycznie, wyszliśmy z jaskini i już byliśmy w połowie drogi do jego groty. Przystanęłam tylko po to, aby strzelić sobie łapą w twarz.
Liffifah? xD