– Co one przedstawiają? - spytała, wpatrując się we mnie z otwartym pyszczkiem. Chwilę namyśliłem się nad odpowiedzią. Powiedzieć jej prawdę czy może dać upust własnej, dzikiej wyobraźni. Nie, lepiej to pierwsze.
- To są nuty - odparłem oschle, obserwując samicę poważnym, prawie zabójczym wzrokiem. Szczerze? Czasami mam już dosyć tego ciągłego bycia sobą. Chciałbym czasami wyrwać się z tego świata, spróbować namiastki normalnego, szczęśliwego wilka. Ale nie mogę... każdy jest taki sam, nie można innym ufać. Nie mogłem liczyć na własną rodzinę, a co dopiero na jakiegoś nieznajomego. Bzdury.
Chrząknąłem i usiadłem na ziemi, podnosząc wzrok na obrazy.
- Wiesz... to nie są zwykłe nuty. Kiedy byłem w... zresztą - prychnąłem, uderzając łapą o własne czoło. Po co jej to do wiadomości? Chyba przeżyje i bez niej.
- Gdzie? - spytała z uśmiechem, siadając niedaleko mnie. Dobrze wiedziała, że musi zachować odpowiednią odległość. Zignorowałem pytanie Tery i mówiłem dalej, pomijając etap nauki w akademii.
- Te nuty to bardzo stare utwory, które są na tyle magiczne, by zaczarować każdego. Posiadam je od zmarłych już profesorów - duchów, które chcąc rozwijać i upowszechniać muzykę, przekazały mi te jakże cenne zbiory - powiedziałem dumnie, wzdychając na widok tych perełek. Niesamowite, że duchy profesorów tak o zobaczyły we mnie talent. Muszę w końcu wybrać się w podróż i odwiedzić, chociażby dusze profesora Frieda, który zapewne nadal przesiaduje na akademickim oknie, wyglądając studentów.
- Niesamowite! - wciągnęła powietrze do płuc, szeroko otwierając z zadziwienia pyszczek. Jej pysk był na tyle szeroko rozwarty, że bez problemu mógłbym wyliczyć wszystkie zęby czy kubki smakowe na języku. Może wybrałbym się jeszcze dzisiaj do akademii? Z tej watahy nie jest aż tak daleko, jakieś 5 godzin drogi.
- Wiesz, jest już trochę późno... - co z tego, że dopiero zaczynał się dzień.
- I koniecznie muszę gdzieś iść - odparłem zakłopotany, zabierając swoją skórzaną torbę i pakując nuty.
- Raźniej będzie Ci ze mną! - zawołała i szybkimi ruchami zaczęła pakować do mojej podręcznej torby wszelkie zapiski i resztki ze śniadania. Westchnąłem cicho. Może to nie jest aż taki zły pomysł?
Tera? :P