- Co robisz? - zapytał, unosząc brew.
- Tak będę lepiej cię widzieć.
- Och, to miłe - uśmiechnął się krzywo, na co ja warknęłam. - Coś nie tak z prawym okiem?
- Nie widzę na nie - wyjaśniłam.
Skinął łbem, nie dopytując już o nic, lecz podświadomie wiedziałam, że ciekawi go ta historia. Postanowiłam jednak milczeć, nie chcąc się nią dzielić.
- A, właśnie - mruknęłam, zatrzymując się. Również to zrobił i przekrzywił nienaturalnie łeb, przez co zaśmiałam się w duchu.
- Hm?
- Jeszcze raz nazwiesz mnie Loesią - zbliżyłam się do niego - to cię zabiję.
Zamrugał kilkakrotnie i pokręcił łbem.
- Prawie się przestraszyłem, Loesiu.
Ostatnie słowo wymówił sylabami, delektując się nim. Zazgrzytałam zębami i wpatrywałam się w niego, niepokojąco spokojna.
- Masz ostatnią szansę - rzuciłam i ruszyłam dalej, zastanawiając się nad tym, gdzie moglibyśmy się udać. Otworzył pysk, ale zamknął go praktycznie od razu, uśmiechając się pod nosem.
- Może pójdziemy pod drzewo Rees?
- Romantyk.
Prychnął cicho i zatrzymał się. Z westchnięciem również stanęłam i spoglądałam na niego spode łba.
- To co chcesz robić?
- Może wybierzemy się gdzieś poza watahę?
W oczach zatańczyły mu ciekawskie ogniki.
Słońce schowało się za nieboskłon. Szare niebo wydawało się wyższe niż kiedykolwiek, a drzewa szumiały złowrogo. Staliśmy obok siebie, przyglądając się z ukrycia strażnikom.
- Tak blisko wolności - jęknęłam. Przyglądał mi się, ale chwilowo miałam inne zmartwienia.
- Nie możemy wyjść?
Uśmiechnęłam się gorzko.
- Ja nie - na te słowa zmarszczył brwi, ale nie dałam mu możliwości zadawania pytań. - Chciałabym się stąd wyrwać.
- Po prostu jakoś je ominiemy.
- Na dłużej - dodałam. - Co ty na to, żeby uciec na parę tygodni?
- Loesiu. Jest zima, a poza watahą ciężej o zwierzynę.
Westchnęłam i zawróciłam, ale Orbis zatrzymał mnie, kładąc mi na karku łapę.
Orbisku? :>