- Jakież to upierdliwe – zacząłem, powoli ruszając w stronę głębi jaskini, całkiem ignorując dziwny miecz i tarczę – idziemy, chcę zmienić kolor na swój czarny.
- Ale... - Zaczęła wadera, lekko ściszając głos. Nastawiłem uszu, czekając na najpewniej świetną uwagę. - Wyglądasz słodko, gdy masz taki kolor futerka Hi... - Kłapnąłem w jej stronę zębami, przerywając jej wypowiedź. Spojrzałem zimno w jej oczy. A już zaczynałem ją lubić.
- Posłuchaj. Nie mam zamiaru zostać taki, mam gdzieś tego czarodzieja, chcę tylko odzyskać świetny, ciemny kolor futra.
Po tych słowach, które wyszły z mojej paszczy z niewypowiedzianą złością, ruszyłem znowu wgłąb jaskini. Po paru metrach moja łapa zapadła się lekko w skałę, i usłyszałem ciche *klang*. Po chwili ciemność rozjaśniła kula ognia, która pruła z jednej ze ścian prosto we mnie. Z zimnym wyrachowaniem skoncentrowałem moc w sobie i, korzystając z cienia, który nas otaczał, przygotowałem sobie szybką teleportację. Kula była może metr ode mnie, gdy zdematerializowałem się na ułamek sekundy, a gdy minęła moją poprzednią pozycję, powróciłem bez choćby drgnięcia. Usłyszałem jeszcze tylko pisk wadery, który jednak ucichł w momencie, gdy pokazałem się jej cały i zdrowy. Musiało to wyglądać, jakby kula przeleciała przeze mnie i nawet mnie nie osmaliła.
- Pfi, i to ma być moc tego czarodzieja? - Zapytałem drwiąco, kierując pytanie w stronę Ann. Ona tylko spojrzała na mnie oniemiała, a po chwili ruszyła w moją stronę. I wtedy poczułem ból w lewej przedniej łapie. Spojrzałem tam szybko i zobaczyłem płomień, który trawił moją bandanę. Z paniką zacząłem zrywać z łapy ten kawałek materiału, któy otrzymałem od matki w przeddzień...przed...po prostu otrzymałem od niej kiedyś.
Zerwałem chustkę z łapy i odrzuciłem. Patrzyłem jak jedyna rzecz, która mi przypominała kim jestem i skąd pochodzę, choć niewyraźnie, właśnie znika. Po chwili z czarnej bandany została tylko kupka popiołu, któy usypał się w niewielką kupkę na skale. Patrzyłem na to z przerażeniem i poczułem, jak moje oczy nagle szczypią, a po futrze powoli spływa pojedyncza łza. Niby niewiele, ale przekładająć to na smutek innych wilków, było to jak morze łez.
- Dobra – zacząłem powoli, drżąc z bólu i wściekłości, i odwróciłem się by Ann nie widziała moich mokrych ślepi – nie wiem kim jest ten czarodziej, ale właśnie wypowiedział mi wojnę. A raczej popełnił okropny błąd. - Wycedziłem jadowicie. Zagryzłem kły i pomknąłem sprintem wgłąb jaskini, mając nadzieję iż on tam będzie, abym mógł wypruć mu flaki, oderwać ogon i powiesić na jego własnym wyszarpanym jelicie.
Kątem oka widziałem jak Ann podnosi tarczę i miecz, jednak ja nie potrzebowałem tych zabawek. W nosie mam pułapki, zrobię wszystko aby odzyskać kolor i godność.
***
Staliśmy pośrodku bursztynowej komnaty, w której dookoła siedziały ponętne wadery i silne basiory, pociągające swoim alfa-wyglądem. Kątem oka widziałem, jak Ann chichocze w odpowiedzi na mrugnięcia i zachęcające machania basiorów, jednak ja nie zwracałem uwagi na wadery. Moją uwagę przykuwał jedynie klejnot, który stał pośrodku komnaty, a którego strzegła najpiękniejsza wadera i najpotężniejszy basior, jakich kiedykolwiek mogłem zobaczyć na oczy.
Warknąłem gniewnie, podchodząc do nich. Basior miał iskierki rozbawienia w oczach.
- Dokąd to, cukierkowy królu? Nie przejdziesz tędy. - Powiedział basowym głosem, który zadudnił potężnie z jego wypiętej piersi, jakby basior mówił przez tubę. Gdzieś w środku poczułem ukłucie strachu, jednak ogień piekielnej furii zaraz wypalił tę ranę, nie dając miejsca innym emocjom na przejęcie inicjatywy. Teraz ta furia napędzała mnie jak maszynę parową, i byłem równie niepowstrzymany.
- Słuchaj, pizdusiu – warknąłem – jeśli nie pozwolisz mi przejść, po prostu rozkwaszę cię o ściany, a potem popędzę dalej. Zależy mi tylko na diamencie, aby zmyć ten głupi kolor. - Czułem, jak moje mięśnie naprężają się, a szczęki zaciskają z mocą kilkudziesięciu, albo i kilkuset kilogramów. Byłem teraz tykającą bombą, która chciała tylko odzyskać godność.
- Nie przejdziesz, lamo – zadrwił basior, błyskając kłami, a wadera wystąpiła do przodu i odezwała się słodkim głosem.
- Chyba, że pokonacie nas w zawodach. - Uśmiechnęła się zachęcająco, jednak ja nie zwróciłem na nią uwagi. Toczyłem właśnie swój prywatny bój z tym lalusiowatym basiorem. Nie odstąpię mu pola w słownych walkach.
- Takich mięczaków mogę pokonać z zamkniętymi oczyma. - Powiedziałem, siląc się na lodowate spojrzenie, które posłałem basiorowi.
Ann? To jakie wyzwanko?