Wpatrywałem się w białe, lekko zżółkłe już klawisze, które przeżyły kilkadziesiąt lat w Akademii Muzycznej. Zostały same, odrzucone przez każdego, kto nie potrafił zachwycić się ich pięknem i historią, jaką słychać było w każdym wydawanym przez nie dźwięku. Z mojego zamyślenia wyrwał mnie cichy głosik, prawdopodobnie próbujący się przywitać. Wstałem i z kwaśną miną podszedłem do drzwi jaskini, by zobaczyć niespodziewanego gościa.
- Hej? - popatrzyła na mnie pobłażliwie, chicho wydając z siebie dźwięk.
- Witam - mruknąłem, odsłaniając wejście do jaskini, które wcześniej przykryłem ciałem, by nie zaglądała do środka. Wadera ochoczo weszła do jaskini i usiadła na kocach obok fortepianu.
- Zagraj coś - odparła uśmiechnięta, wskazując łapą na instrument.
- A może bym najpierw poznał twoje imię? - prychnąłem, zmierzając ją surowym wzrokiem.
- Nora, miło mi - odkrzyknęła, a na jej pysku widniał duży uśmiech.
Westchnąłem cicho i usiadłem na taborecie przy pianinie. Zamknąłem oczy i delikatnymi ruchami zacząłem grać, wczuwając się w spokojną melodię.
Nora? Przepraszam, że takie krótkie :/