Ja nie utonę w jego oczach. Jestem już tak przyzwyczajona do tego chwytu, mniej jednak basior należy do grupy tych przystojniejszych przedstawicieli naszego gatunku. Jest ładny, ale nie pasujemy do siebie. Ale mimo wszystko życzę mu szczęścia w odnalezieniu tej drugiej połówki. Poza tym wydaję mi się, że nie jest świadomy uroku swojego spojrzenia, który uwiódłby już nie jedną…
A przynajmniej tak sądzę.
Potrząsnęłam głową, żeby wyrzucić z to z siebie. Carfid to zauważył.
- Wszystko gra?
- Tak, jasne… -bąknęłam. I spaliłam się delikatnym rumieńcem. Nie lubię tak myśleć o innych. Nie wiem, skąd biorą mi się te skojarzenia. Może nawet i lepiej.
Pociągnęłam łyk herbaty. Była dobra. A nawet lepiej. Lekko słodzona, o smaku zielonej herbaty z nutką maliny i porannej rosy. Rozkoszowałam się tym smakiem i mimowolnie spojrzałam na instrument, który spoczywa niedaleko mnie.
Pianino zostało wykonane z ciemnego drewna. Chyba machin, nie jestem pewna… Klawisze zostały ukryte pod pulpitem. Stołek miał czerwoną poduszkę na swojej powierzchni, aby grającemu byli wygodniej siedzieć. Myślę, że to pianino jest dosyć stare, z powodu kilku niedoskonałości. Albo jest to spowodowane wtaszczeniem go do tej oto jaskini.
Nie każdy ma smykałkę do muzyki. A na pewno nie ja. Każdy ma swój talent i powinien go rozwijać…
Nie wiem dlaczego, ale zapytałam:
- Czy możesz mi coś zagrać?
- Hę? A tak, mogę spróbować… -powiedział szybko i powolnym krokiem ruszył w stronę instrumentu. Kiedy usadowił się na krześle, delikatnie zaczął grać melodię, aby z czasem zwiększyć jej tempo. Wsłuchałam się we wspaniały koncert.
Miałam wrażenie, że skądś to znam.
Nagle przed oczami pojawiła się moja rodzina. Nie widziałam ich twarzy, a głosy dochodziły jakby zza jakiejś kurtyny. Mówili mi coś. Niedaleko kilka szczeniaków pomknęło w stronę pewnej polany. Był tam pewnie grajek z pianinem na środku. Grał tą samą, piękną melodię. Nagle coś się stało, ponieważ niebo pociemniało. Było czuć zagrożenie w powietrzu, więc rodzice uspokajali swoje dzieci. I wtedy…
...wtedy moja wizja rozpłynęła się, tracąc ją. Przede mną stał Carfid i pytał, czy wszystko w porządku. Zamrugał gwałtownie.
- Mogę cię o coś zapytać? -spytałam cicho.
- Tak?
- Skąd znasz tę melodię? I wiesz, kto ją stworzył?
- Już sam nie pamiętam…Co do tworzyć, to niestety nie znam imienia autora tej piosenki
- Dziękuję - powiedziałam i szybko skierowałam się do wyjścia.
- Coś nie tak? Źle zagrałem? -zapytał zaskoczony.
- Nie, pięknie zagrałeś, ale coś mi się przypomniało… -nie chciałam mówić mu prawdy o sobie ani też go oszukiwać. Mówiłam prawdę, ale nie całą… -Muszę już wracać do siebie. -oznajmiłam i ruszyłam w stronę domu, zostawiając skołowanego Carfida na środku swojej jaskini…
Carfid? Brak pomysłu na życie :c