Jeden skok. Zatrzymałem się na skraju zbocza. Mogłem stamtąd dostrzec rzekę. Na początku nie byłem pewien, ale tak. Nad brzegiem strumyka stały cztery wadery. Nie byle jakie. Taravia, Loedia, Ingreed i Kesame. Jedna piękniejsza od drugiej. To takie dziwne zauroczyć się czymś, czego się nawet nie zna. Bazując na wyobraźni, kreujemy sobie postacie, które nie istnieją. Prawie. Jedna z nich jest moja. Nagle postacie zlewają się w jedną wilczycę. Jest ona czarna jak smoła. Patrzy wprost na mnie.
***
To tylko sen. Spojrzałem na In, przebudziła się.- Gdzie byłeś? Kiedy wróciłeś?
- Na cmentarzu i w bibliotece. Później wstąpiłem do centrum. Co chcesz dziś robić?
Popatrzyła mnie z ukosa i prychnęła.
- Harbingerze. Wiem, że jesteś dumnym i silnym basiorem. - Odchrząknęła. - Wiem, że, nie ma dla ciebie różnicy, noc czy dzień, możesz robić wszystko, jeśli ktoś cię o to tylko poprosi, ale ja jestem tylko zwykłą waderą, która wie, że noc jest od spania a dzień od plątania się po lasach. DOBRANOC KOCHANIE.
Westchnąłem, a następnie ułożyłem głowę w zagłębieniu jej szyi. Co jakiś czas czułem, jak przełyka ślinę.
- Nie śpisz?
- Dusisz mnie, poza tym się rozbudziłam. - Ugryzła mnie w ucho i na dodatek zahaczyła zębem o kolczyk.
- Bolało? - zapytała.
- Nie. Śpij już.
Zapadła cisza. Wstałem i usiadłem w przejściu groty.
- Harbingerze? Jak wyglądam w twoich oczach?
- W sensie?
- Opisz mój wygląd.
Musiałem się chwilę zastanowić.
- Cóż. Jesteś smukła, masz długie łapy, chociaż nadal jesteś niska. Uwielbiam twoje znamię. Kolor twojego futra kojarzy mi się z krwią. Nie znoszę twoich oczu. Nie podobają mi się, ale i tak cię kocham. A ja? Jak wyglądam?
In?