-Musicie nas pokonać słabeusze, tylko ktoś, kogo serce jest splamione nienawiścią i gniewem, może uwolnić naszą panią Rubin -Cofnęłam się parę kroków w tył speszona tym wybuchem:
-Ale po co te nerwy? -mruknęłam, nie chcąc nikogo krzywdzić, znając życie, znów się nie powstrzymam i zaatakuje Hiro, a wtedy na bank mnie wyrzucą. Nie chce być znów sama, ta myśl motywowała mnie do zachowania pozoru normalności. :
-Jestem wkurzony i nie mam ochoty bawić się w wasze gierki. Przepuśćcie mnie, bo nie ręczę za siebie.
-No to dalej -prychnął strażnik klejnotu. Hiro ruszył ciężkim krokiem przed siebie, łeb miał spuszczony, jakby chciał coś stratować. Jednym słowem, typ, któremu nie chciało się wchodzić w drogę. Gdy zbliżył się do strażników na wyciągnięcie łapy, dalszą wędrówkę zablokowało mu pole siłowe:
-ty to nazywasz gniewem? -prychnął basior, pilnujący Rubin, prostując się dumnie:
-nie starczy nawet, by przerwać takie słabiutkie pole siłowe -po tych słowach wadera rzuciła w mego towarzysza sztyletem, który wbił się w jego ramię. Widząc krew spływającą po jego futrze, poczułam, jak lekko drży mi powieka. Chętnie to ja przyozdobiłabym futro Hiro tą czerwienią. Oblizałam nerwowo pyszczek, czując już w ustach metaliczny smak tej cudownej cieczy, mającej barwę róż. Widząc kolejną ranę na cielę basiora, czułam coraz większą ochotę pozbycia się tych zrzędliwych dorosłych, uniemożliwiających nam przejście. Gdy Hiro usiadł zmęczony pod polem siłowym, wyczarowałam cieniste macki, po czym z szerokim, rozrywającym policzki uśmiechem ruszyłam biegiem w stronę wadery i basiora. Stojąc przy polu siłowym, zaczęłam okładać je z całej siły mackami, na co po chwili pojawiły się na nim ryski . Uderzywszy wszystkimi mackami jednocześnie, spowodowałam pęknięcie tarczy. Szklane odłamki migotały przepięknie w powietrzu niczym rozgrzane wiórki srebra powstające przy wierceniu w tymże metalu. Kawałki magicznego szkła były jak chłodne iskry, które wraz ze zetknięciem się z podłożem gasły. Po chwili przyglądaniu się tej pięknej grze światła i cienia poczułam ból w szyi, który wywołany był uciskiem zębów na moją krtań. Gdy zorientowałam się, co się dzieje, wylądowałam na twardej ścianie, zetknięcie się z nią wycisnęło z mych płuc powietrze, tak jak wyciska się sok z owoców, okropne uczucie. Gdy pozbierałam się, spojrzałam beznamiętnie na waderę i basiora:
-Nie wolno mną rzucać -zaprotestowałam zła, że tak mnie, potraktowali:
-Niby dlaczego? Co taka słaba i mała waderka może nam zrobić? -spojrzałam na nich, nie wiedząc co czuć. Zachowywali się tak nieznośnie, lekceważyli wszytko, jak dorośli, uważali się za najlepszych jak oni, ych. Pokaże im, że się mylą! Przy pomocy cienia pojawiłam się obok strażników klejnotu i chwyciłam ich mackami, po czym odrzuciłam obu od postumentu. Gdy tylko chciałam dotknąć Rubin, ostrze zanurzyło się w mojej łapie. To tylko bardziej mnie rozsierdziło. Pojawiłam się przy waderze i wbiłam w nią macki, które zaczęły robić jej mielone z wnętrzności, słysząc jej nie zadowolony jęk, a po nim krzyk, jeszcze szerzej się uśmiechnęłam:
-A teraz ty pójdziesz spać- zaśmiałam się, tak jak zaśmiałam się do mojej kochanej mamusi. Nie ważne, że ta wadera się od niej różniła wyglądem, w środku była taka sama jak ona. Zepsuta do cna. Czując ból w boku, wyrwałam się ze swoich myśli, patrząc na basiora, który wbił mi, bodajże w lewe płuco, ostrze. :
-Ty też chcesz się położyć? -Wyjęłam zakrwawioną mackę z ciała wadery i owinęłam ją wokół szyi basiora. Widząc, jednak, że nie umierają, spojrzałam na nich nierozumiejącym wzrokiem:
-Niezła próba waderko jednak to nie jest silny gniew -oznajmił basior, chwytając mackę i odrzucając mnie przy jej pomocy pod ścianę. Zmęczona spojrzałam na Hiro. Jego też zniszczę, gdy tylko sobie odpocznę. Skupiłam się na otuleniu cieniem niczym mięciusią kołderką, dzięki temu wyzdrowieje jak ktoś chory na grupę, wystarczy tylko trochę czasu i magiczna, cienista pierzynka. Choć słyszałam odgłosy bitwy i uwagę dotyczącą matki mego towarzysza nie zwracałam na to zbytniej uwagi. Dopiero gdy moja pierzynka została rozwiana przez krwisty blask bijący od rubinu, spojrzałam w tamtą stronę. Przed basiorem stał, duży, potężny tygrys, jego futro przypominało barwą świeżo zerwany granat, paski były ciut ciemniejsze od reszty , ale nadal miały barwę czerwieni. Tygrysica podziękowała basiorowi i zniknęła, zostawiając po sobie eliksir wzmacniający, który Hiro zostawił na walkę z czarodziejem. Spojrzałam na mego towarzysza, był osłabiony i poraniony. Czując niedosyt po walce, naskoczyłam na niego, oznajmiając z szerokim uśmiechem:
-Ty też jesteś sztywny, nie chcesz się bawić -Basior spojrzał na mnie beznamiętnym spojrzeniem:
-Rób, co chcesz- mruknął zmęczony. Gdy chciałam wbić zęby w jego szyję, wpadłam na lepszy pomysł:
-Nie zabije cię, ale się ze mną pobawisz
-Niech ci będzie — Okryłam go cienistą pierzynką, po chwili znikła ukazując zaleczone rany basiora, przynajmniej te drobne znikły, głębsze nadal krwawiły:
-Zatem chodźmy dalej -oznajmiłam, idąc w stronę kolejnego kryształy.
Hiro? Co nas czeka u Szmaragda?