Uśmiechnęłam się i odchodząc szepnęłam - Ty tez masz ładne... - zrobiłam to na tyle cicho, że nikt poza mną tego nie usłyszał.
***
Powoli zbliżał się dzień. Słońce zaczęło przebierać się między drzewami wędrując coraz wyżej. Po zmianie warty powinnam pójść spać, ale coś mi nie pozwalało. Wierciłam się na łóżku przekręcając się z boku na bok i przebierając łapkami. W końcu wstałam. Poczłapałam do kuchni i malałam sobie ciepłego mleka do kubka. Usiadłam na fotelu przy kominku i (magicznie) zapaliłam w nim mały płomyk, który z każda chwilą rósł w siłę. W końcu poczułam przyjemne ciepło. Wzięłam łyk mleka i wsłuchałam się w stukot kropli. Pewnie jakiś szczeniak patrzy teraz z podziwem na tęczę, powstałą dzięki wschodzącemu słońcu. Ja wolałam słuchać. Jedno z okiem się uchyliło, a pomieszczenie wypełnił zimny wiatr. Przywiał on lekko mokrą kartkę, która wylądowała pod moimi łapami. Ostrożnie położyłam ją nad kominkiem, by wyschła i zamknęłam okno. Gdy zawartość kubka zniknęła, karta była w pełni sucha. Widniał na niej odrobinę rozmyty przez wodę napis. Pismo było lekko pochylone na prawo. Może trochę niedbałe i pisane w pośpiechu. Najpewniej należało do jakiegoś basiora. Treść brzmiała dokładnie tak:
Przyjdź nad wodospady gdy słońce zetknie się z widnokręgiem by ustąpić miejsca księżycowi.
Nikt się jednak nie podpisał. Pomimo moich wielu wątpliwości i kilki godzin wahania się, postanowiłam jednak pójść. Tak więc przewalając się bezczynnie na fotelu czekałam aż nastanie wieczór.
Kivui?