- Skoro tak bardzo chcesz wiedzieć... - mruknęła pod nosem i rozpięła kilka pasków.
Torba wraz z zawartością spadła na ziemię i lekko się otworzyła. Zajrzałem go środka, a to co ujrzałem, odebrało mi mowę. Chcąc coś powiedzieć, tylko jęknąłem i przeniosłem wzrok na córkę. Zamknęła torbę i rzuciła ją do pokoju. Spoglądałem to na nią, to na waderę stojącą obok mnie.
- Tak, to ten diament, który próbowałeś ukraść dwa razy. - powiedziała z satysfakcją i poczuciem wyższości, po czym idąc tyłem weszła do pokoju. Wchodząc nie odrywała ode mnie wzroku, jakby niepewna, czy nie każę jej oddać zdobyczy w moje łapy. Ja jednak tego nie zrobiłem. Uczciwie go ukradła. Bez znaczenia, jak głupio zabrzmiało to zdanie. Wziąłem kawę i poszedłem do pokoju. Dopiero teraz zauważyłem małą karteczkę na drzwiach. Wynikało z niej tyle, że Scar odeszła. I zabrała Nathana...
[kilka dni później]
Przybrałem postać człowieka i usiadłem przy stole. Nalałem sobie czerwonego wina do kieliszka. Wziąłem kilka łyków i piłem, aż cała jego zawartość zniknęła. Potem znów się napiłem. Tym razem z butelki. Hope przeszła obok, nawet nie patrząc w moją stronę. Ostatnio często wychodziła, wracała późno w nocy lub na drugi dzień. Powoli przestawało mnie obchodzić, gdzie idzie.
Ja także postanowiłem się gdzieś przejść. Z tym że wyszedłem długo po tym, jak zrobiła to ona. Słońce zbliżało się ku horyzontowi, a niebo nad nim zasłaniały chmury, gotowe w każdej chwili zesłać na ziemię miliony kropelek.. Poczłapałem w nieznanym mi kierunku, a końcówki moim pazurków delikatnie stukały o nieliczne kamyki. Rozłożyłem skrzydła, choć nie chciałem nigdzie lecieć. Zaczął padać deszcz. Krople były średnie, a padały gęsto niemiłosiernie mocząc moje futro. Grzywka opadła mi na oczy. Odgarnąłem ją na bok i poszedłem dalej. Udałem się na najwyższą górę, jaką tu znałem. Zerwałem pierścionek zaręczynowy Scar z nitki na szyi. Rzuciłem go. Wylądował na tyle daleko, bym już nigdy go nie znalazł.
Tajemniczy ktosiu?