Potrząsnąłem łbem i ugryzłem się w łapę. To zawsze pomaga, jeśli ma mi wrócić świadomość. Moja, nie JEGO.
Chwyciłem kubek z parującą cieczą, pachnącą cytryną, którą tam dodałem i usiadłem na kanapie, pijąc. Ciepła herbata pobudziła moje myśli i ociepliła organizm w ten chłodny, jesienny dzień. Wiatr ucichł, więc w spokoju mogłem dać płynąć myślom, które w pewnym momencie zaokrągliły się do Misi. Spojrzałem w bok, intuicyjnie, co okazało się słuszne, ponieważ na oparciu mebla znajdowała się jej chusta. Ta z wzorem galaktyki, która bardzo mi się podoba, ale tylko gdy wisi na jej szyi. Odłożyłem kubek i do swojej torby włożyłem materiał, po czym wyruszyłem na poszukiwania różowej wadery. Znalazłem ją niedaleko wodospadu, gdzie siedziała i płakała. Jej zamglony od łez wzrok skierowany był na taflę wody, na której pojawiały się zmarszczki powodowane jej łzami. Podszedłem do niej i zawiązałem jej chustę na szyi.
— Hej — przywitałem się, gdy na mnie spojrzała, usiadłem obok i objąłem ją łapą. — Co się stało, Misia?
Misia?