- Nowy dzień! Wstawaj Ryża! Pobawmy się! – wykrzyczał mi w twarz, radośnie merdając ogonem.
- Nie nazywaj mnie Ryżą, Biszkopt. – zmarszczyłam brwi niezadowolona, odpychając brata.
Co on sobie wyobraża? Naskakiwać na mnie o poranku? Wariat. Nawet nie wie z kim zadziera.
- O już dobra. Chodź! – odwzajemnił spojrzenie, po czym ponownie na jego pyszczku zawitał rozradowany uśmiech.
- Gdzie?
- Na dwór, a gdzie indziej?
- Musimy powiedzieć rodzicom, gdzie idziemy. Inaczej będą się martwić.
Hide spojrzał na mnie z wyrzutem.
- Nie będą. Przecież jesteśmy już duzi. – wyprostował się dumnie.
- Nie ma mowy. Mama jeszcze śpi, a tatuś jest na warcie. Zaczekamy tutaj. Nie chcę mieć przez Ciebie kłopotów! – warknęłam.
- W takim razie obudźmy mamę. – mój chory brat, twardo stał na swoim.
Odwróciłam się do niego plecami, przecząc. Nie chcę, aby moi rodzice, denerwowali się przeze mnie. Usłyszałam oddalające się ode mnie wesoło skaczące kroki. Obróciłam się gwałtownie i zobaczyłam Hide, który stał na brzegu jaskini.
- Hide! Co ty robisz?! – krzyknęłam szeptem.
- No chodź! Pójdziemy do taty! Chciałbym zobaczyć, jak wygląda jego warta.
- Już Ci mówiłam, że mama będzie się martwić!
- To powiedz Zefirowi, aby uświadomił ją gdzie jesteśmy, jak się obudzi.
Spojrzałam na Zefira. Spał u boku mamy, przykryty jej ogonem.
- Przecież on też śpi.
- O rety. – westchnął Biszkopt i podszedł zażenowany do śpiącego brata.
Hide pociągnął go za ucho, wybudzając go. Otworzył szybko zaspane oczy i wstał lekko się chwiejąc.
- C-co się stało? – spytał wystraszony.
Brązowooki wyjawił cały plan sytuacji.
- Eh.. ja…
- Zgódź się. – Hide zaczął mydlić go oczami.
- Niech będzie…
Podskoczył radośnie i machnął ogonem na znak, abym za nim poszła. Zefir w tym czasie delikatnie ułożył się tuląc do mamy, i patrzył na nas, jak odchodzimy. Szliśmy tak z jakieś 10 minut. Zdawało się, że bez celu, więc postanowiłam zapytać brata, o jego cel podróży.
- Wiesz ty w ogóle, gdzie tatuś ma wartę?
Zamyślił się chwilę, po czym wypalił.
- Nie, ale moja intuicja nas zaprowadzi.
- Co? Jak to?
- No tak.
- Chcesz nas zaprowadzić, do taty, chociaż nawet nie wiesz gdzie on jest?
- Masz z tym jakiś problem?
- Idiota. Zmarnowaliśmy tylko czas!
- Ej, nie przezywaj mnie, bo powiem mamie i będziesz miała!
- Nie masz prawa mi grozić!
- Ah tak?!
- A tak!
Posłaliśmy sobie wrogie spojrzenia, warcząc. W pewnym momencie rozdzieliła nas nasza mama. U jej boku stał Zefir.
- Co tu się wyprawia dzieciaki? Marsz mi do jaskini! – jej oddech był niespokojny. Najwidoczniej biegła i teraz musi odzyskać normalne tętno.
- Ale-
Nie dokończyliśmy, bo posłała nam wrogie spojrzenie. Skinęliśmy głową, na znak posłuszeństwa i podreptaliśmy za nią. Popchnęłam oburzona brata, a ten oddał mi tym samym. Wiedziałam, że czeka nas rozmowa.
Will? Wybacz, jeśli opko nudne, ale mam jeszcze dużo opowiadań do napisania ;/