- O czym ty mówisz? – powstałem i otrzepałem futerko z ziemi.
Czy ona naprawdę myśli, że mnie przestraszy groźbami dla szczeniaków? No błagam.
- Przecież boisz się ciemności. – wydawało się, że uśmiecha się złośliwie zza swojej maski.
To właśnie mnie irytowało. Przez tą całą maskę nie widziałem jakie emocje kryją się na twarzy wadery. Nie wiem nawet, czy nie jest to basior z wyjątkowo kobiecą posturą i głosem. Ale nędza.
- Co proszę? Ja? – udawałem, że nic nie wiem.
- Tak ty. Przecież jeszcze przed chwilą prawie się rozpłakałeś, bo chciałam zostawić Cię samego w tej ciemnicy. Czyż nie? – zaśmiała się szyderczo. – Niczym szczeniak.
Zrobiłem obrażoną minę. Czyli jednak pamięta. Grrr.
- A co ty myślisz? Myślisz, że mówiłem na serio? Nie rozśmieszaj mnie!
- Ah tak? W takim razie udowodnij swoją odwagę, dzielny Ciućmoku!
Spojrzałem na nią pytająco. Ta zaśmiała się pod nosem charakteryzując mnie.
- Udasz się ze mną do Biblioteki. Wieczorami jest tam dosyć mrocznie, a chodzą plotki, że miejsce jest nawiedzone. Jeśli uciekniesz stamtąd z piskiem albo chociaż zadrżysz, będziesz mi usługiwał przez calutki tydzień. Sztama?
Zmarszczyłem brwi, po czym znowu się uśmiechnąłem. Widać Puchatek ma tupet rzucać mi wyzwania w twarz. Nawet nie wie na co się pisze. Jeśli myśli, że uda się jej mnie złamać to się grubo myli. No błagam, tam nie może być tak strasznie.
- Sztama.
- Doskonale w takim ra-
- Poczekaj, poczekaj Puchatku. – przerwałem jej. – Umowa stoi, ale, co jeśli wygram?
- Będziesz miał satysfakcję. A zresztą, i tak nie wytrzymasz tam nawet minuty. – drwiła.
- Skąd ta pewność Puchatku? Umówmy się, że jeśli wygram, będziesz na każde moje zawołanie, przez tydzień. Sztama?
Puchatek chwilę stał wlepiony we mnie. Najprawdopodobniej analizowała wszystkie za i przeciw. W końcu odezwała się.
- Sztama. A teraz chodź. – obróciła się i poszła, a ja pomaszerowałem za nią.
Doprawdy śmieszna sytuacja. Niby się nie bałem ale jednak, czułem lekkie motylki w brzuchu. Puchatek mówił, że to miejsce jest nawiedzone, ale czy mam jej wierzyć na słowo…? Eh, przestań Chin. Pewnie chce mnie nastraszyć. Ale ja się tak łatwo nie poddam. Zobaczy, że skończy się na usługiwaniu mojej osobistości. Nie będzie zmiłuj.
W pewnym momencie naszej wędrówki, pokazał się okazały budynek zwany Biblioteką. Luma spojrzała na mnie i kiwnęła na budowle zachęcająco.
- No dalej Ciutrok. Włazisz czy nie?
- Panie przodem.
- O nie, nie, nie. – obeszła mnie od tyłu i zaczęła pchać w kierunku wejścia. – Dziś robimy wyjątek. – brzmiała bardzo satysfakcjonująco.
- Od kiedy robi się takie wyjątki w savoir-vivre? – odpowiedziałem lekko się opierając.
- Szkoda, że twój ‘’savoir-vivre’’, odzywa się dopiero w sytuacjach, w których jest zagrożone twoje życie socjalne, a twoja reputacje schodzi na minus. – śmiała się. – Nie żeby była jakaś wyższa poprzednio… - dodała.
W końcu udało jej się wepchnąć mnie do Biblioteki. Jak zobaczyłem te obdarte zasłony, stare książki i poczułem ten nieprzyjemny chłód na moich barkach, od razu miałem ochotę się stąd ulotnić. Już nawet nie zwracając uwagi na przegrany zakład. Zwłaszcza, że wszystko przykrywał nie przyjemny dla moich oczu mrok. Ale postarałem się opanować. Gdybym zrobił coś takiego, na pewno ucierpiałoby moje ego. Wziąłem głęboki wdech i pomaszerowałem przed siebie, a Puchatek u mojego boku.
- O Ciućmok zobacz! Jaki ładny nietoperz! – krzyknęła.
- Cii! Nie krzycz! – krzyknąłem do niej szeptem.
- A co? Boisz się, że obudzę duchy? Wiesz, podobno tutejsze duchy bardzo lubią ‘’wwiercać się w brzuszki’’ aroganckim wilkom.
Zadrżałem delikatnie na te słowa. Niech się lepiej uciszy, bo wsadzę ją do krypty i przysypię kamieniami, a za pogrzeb płacić nie będę.
- Chodźmy zwiedzać dalej! – poszła skocznym, a zarazem wesołym krokiem przed siebie.
Rozglądałem się niespokojnie po korytarzach. Nie wyglądały przyjaźnie. Co mnie natchnęło, aby się zgodzić na ten układ? Już lepiej wyszłoby dla mnie, jeśli odrzuciłbym prowokację. Ale oczywiście, musiałem się zgodzić, aby udowodnić swoje. Co do czego przyznam jedno. Puchatek ma zdolności manipulacyjne. Mała cho*lera nawet nie wie z kim sobie pogrywa. Rozejrzałem się wokół. Nigdzie jej nie było.
- L-Luma..? – moje źrenice się zmniejszyły. Wydawało mi się, że zaczynam dostawać paraliżu.
- Chodź tutaj! – krzyknęła zza rogu wadera, po czym zniknęła.
Co ona kombinuje? Pobiegłem w jej stronę, naprawdę nie chce zostawać tutaj sam. Puchatek uchylał delikatnie potężne drzwi. Pomachała do mnie łapą abym podszedł. Posłusznie wykonałem.
- Widzisz tego gościa, tam? – szepnęła do mnie.
Uchyliła mi trochę widoku. Stał tam zgarbiony wilk. Wokół niego pełno było różnorodnych płynów i ksiąg. To pewnie czarodziej. Tylko oni mają wstęp do tej Sali.
- Posłuchaj mnie Ciutrok. Jeśli uda Ci się podkraść eliksir który właśnie robi ten o to pan, wygrasz zakład.
Spojrzałem na nią z niedowierzaniem.
- Ty chyba nie wiesz na co się piszesz. To będzie proste jak twoje ‘’wysublimowane’’ ego.
- Nie byłabym tego taka pewna. Czarodzieja nie oszukasz.
- Haha. Nie ma rzeczy nie możliwych dla mnie.
- Oh, tak więc się zgadzasz?
- Przyjmuję wyzwanie.
- W takim razie do dzieła. – uderzyła mnie łapą w grzbiet.
Wszedłem po cichu do pomieszczenia i zakradłem się koło basiora. Ten przeszedł gdzieś obok, szukając czegoś w stosie książek. Musiałem być ostrożny, bo kręcił się wtę i wewtę. W końcu odszedł gdzieś dalej, a ja miałem szanse złapać za miksturę i przekraść się z powrotem na zewnątrz. Podleciałem bliżej i położyłem łapę na cieczy.
- Nawet się nie waż tego ruszyć. – powiedział czarodziej obracając się w moją stronę.
Zamurowało mnie. Posłałem mu niewinny uśmiech.
- Zostaw to. – mimo spokoju, w jego mowie można było wyczuć podenerwowanie.
Chwyciłem zębami za butelkę i wyleciałem czym prędzej z pokoju. Puchatek pobiegł za mną.
- Wow, no no wykazałeś się. – wadera biegła u mojego boku.
Czarodziej biegł za nami.
- Stać natychmiast!
W końcu rzucił jakieś dziwne zaklęcie, które unieruchomiło nas zupełnie. Podbiegł do nas i wyrwał mi butelkę z pyska.
- No proszę, proszę. Żeście narozrabiali. Macie pojęcie z kim zadarliście? – spojrzeliśmy na siebie z Lumą spanikowani. – Jednak nic szczególnego byście nie zabrali. Chcieliście ukraść trutkę na szczury, których tu pełno.
Co? Trutka na szczury? Oby to był zły sen.
- Może powinienem Wam wybaczyć takie drobne przestępstwo, jednakże nawet nie wiedzieliście co kradniecie, a równie dobrze mógł to być eliksir który odmieniłby życie wilków na lepsze. Jestem zmuszony was ukarać.
Basior zaczął mamrotać pod nosem jakieś dziwne słowa, a za nami wyczarowywał się jakiś dziwny portal.
- Co do-
Nie dokończyłem, bo zostaliśmy wciągnięci żywcem w tajemniczy okrąg. Film nam się urwał.
Luma? Się porobiło ;p