Zaczęłam od jelenia, był fantastyczny. Potem pod zęby trafił dzik. Na koniec został zając, którego pochłonęłam jedym gryzem. Połykanie zajęło trochę dłużej, ale to już sprawa drugorzędna.
Po skończonym posiłku położyłam się brzuchem do góry i głośno ziewnęłam.
— Było pyszne, dzięki Scraf — pocałowałam go w policzek i przewróciłam na bok.
Po chwili bezczynnej ciszy, w której to trawiliśmy pochłonięte mięso, wstałam i przeciągnęłam się.
— Chodźmy na spacer, nienawidzę bezczynności — zaproponowałam.
— Jest zimno — jęknął.
— Ale co mamy tutaj robić...? — westchnęłam.
— Możemy porozmawiać — powiedział i przytulił mnie.
— Właśnie, musimy wybrać imiona dla dzieciaków — przypomniałam sobie. — Jeśli urodzi się waderka, chciałabym nazwać ją Shada.
Scraf?