Odwróciłem wzrok na Raven i podniosłem jedną brew do góry. Jeśli się poszczęści, może się udusi. Ale musiałbym wtedy gdzieś schować ciało, żeby czasem nie było na mnie.
Szybko wziąłem kubeł z lodowatą wodą i ją nią oblałem. Zaczęła się krztusić, jednak potem wstała i zaczęła się o mnie wycierać. Warknąłem i odsunąłem się. Nagle nabrałem pomysłu.
Gdy Raven wyschła i usiadła na kanapie, wróciłem z małym pudełeczkiem. Usiadłem obok niej i zdjąłem jej kaptur.
— Nie ruszaj się, Raven — rozkazałem jej i wyciągnąłem z pudełeczka dwa koraliki. Na mój pysk wpłynął wyraz skupienia. Zacząłem wplatać czarne, fioletowe i granatowe koraliki w jej włosy. Efekt końcowy wyglądał świetnie. Przy każdym jej poruszeniu koraliki lśniły i ocierały się o siebie, wydając przyjemne dla ucha dźwięki i tworząc melodię.
— Jesteś gotowa, a spróbuj tylko je zdjąć, to cię uduszę, za bardzo się napracowałem — powiedziałem i lekko się skrzywiłem. Kątem oka zauważyłem w pudełeczku bransoletkę z tych koralików ozdobioną srebrnymi zawieszkami w kształcie księżyca i gwiazd. Na czubku księżyca widniał malutki kawałem bursztynu. Wyciągnąłem ją i założyłem jej na łapę.
— Dobra, teraz jest ok — stwierdziłem. — Możesz ją sobie zachować, o ile zechcesz zostać moją dziewczyną.
Raven?