Od jakiegoś czasu wszędzie czekały na mnie pułapki. Wczoraj w moim legowisku znajdowały się ogromne pająki, ale akurat z tymi zwierzętami żyłem w zgodzie, także nie było z tym jakiegoś wielkiego halo. Trzy dni temu przy wejściu do mojej jaskini znajdowała się siatka, w którą miałem wejść i się zaplątać, ale nie byłem aż tak głupi, żeby się na to nabrać. Od niedawna po prostu ostrożniej stawiałem kroki. A skoro już mowa o krokach...
Poczułem pod łapą coś szorstkiego i podłużnego. To chyba był szur, ale zorientowałem się za późno i zawisnąłem w pułapce z sieci. Z drzewa usłyszałem śmiech i głośne "Tak! W końcu się udało!". Prychnąłem cicho i podniosłem jedną brew do góry. Żałosne.
Zmieniłem się w cień, po prostu wyleciałem z sieci i stanąłem na ziemi, już w swojej wilczej postaci. Na drzewie siedziała Crimson.
— Z tego co wiem, masz teraz wartę i powinnaś patrolować teren — odezwałem się do niej.
Crimson?